Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie siostra w wierze, która pokornie wyznała mi, że jej mąż niewierzący ma o wiele lepsze owoce niż ona. Ma więcej miłości i wytrwałości w związku.
Oświadczyła także, że gdyby była niewierząca to z domu by go wygoniła.
Co to oznacza?
Przede wszystkim, że Bóg pokazuje nam nasz brud, że przyszedł do chorych. Częstokroć ewangelicy są niepotrzebnie zachłyśnięci zbawieniem nie spoglądając na swoje belki.
Ktoś jednak powie: jeśli tak się rzeczy mają, to owi chrześcijanie jak ich zwał tak zwał, pokazują, że nie warto przyjść do Boga, skoro są gorsi od niewierzących. Może to tylko źli muszą przyjść?
Ciekawe pytania, nieprawdaż?
Owszem, po pierwsze Bóg wybiera bardzo słabych często, z nizin, pełnych traumy ludzi, pokancerowanych. Po to, aby ich naprawić.
Po drugie, chrześcijanie, a raczej Chrystusowcy są wytapiani w ogniu jak się wytapia złoto, a więc Bóg dozwala na takie ataki, by sprawdzić kto jest wypróbowany. Owi nie narodzeni na nowo, gdyby mieli być chrześcijanami również byliby wytapiani przez rożnego rodzaju próby.
Tutaj najważniejszym motywem tego wyznania jest zobaczenie siebie grzesznym jak to zrobiła siostra. Zauważenie, że brakuje nam miłości do ludzi, że mamy jakieś brudy. To jest przywilej wiary,
Amen
dobra notka…
Zgadam sie z tekstem. Naprawdę uświadamiający 🙂