W związku z tym, że ostatnimi czasy ciężko pracuje, postanowiłem wyjechać z rodziną nad węgierski Balaton. Przy okazji uciekłem od święta Izydy.
Jechaliśmy przez Czechy. Przejeżdżając przez Breslav koło granicy z Austrią, byłem zachwycony estetyką restauracji. Mnogość kwiatów, dużo drewna wskazywało na wiele włożonego serca w te lokale. Jak się przekonałem nie tylko pieniądze są tam ważne, ale również prestiż wystroju. Przypomniała mi się nasza słynna Jastrzębia Góra czy tez Jastarnia bezpłciowe ukierunkowane głównie na obrót.
Słowacja
W Słowacji jeździ się po miastach tyle ile dopuszcza ich kodeksu ruchu drogowego i nie inaczej. Policjanci na autostradach mają teleskopy dzięki, którym widzą z kilku kilometrów nawet opłaconą lub nie winietę. Koszt winiety na 10 dni jazdy po wszystkich autostradach to 10 euro. Zero bramek. Zdenerowałem się na Słowaków, że mogą tyle jeździć za 40zł PL a dodatkowo wzmocnił moją złość 🙂 fakt nie posiadania na autostradach tych bramek (stacji poboru opłat).
Następnie korzystając z bliskości zamożnej Austrii, pojechaliśmy (zgodnie z przepisami bo kary są bardzo wysokie w euro) do najbliższej od słowackiej Bratysławy miejscowości austriackiej – Wolfsthal.
Jest to niewielkie bo liczące około 1000 mieszkańców miasteczko. Tam postanowiliśmy udać się do sklepu spożywczego celem dokonania zakupów ponieważ cenimy sobie regionalne produkty. Mam kilka, kilkanaście takich w Polsce. Jeździliśmy około 25 minut bezskutecznie poszukując sklepu. Dodatkowy problem stanowił mój kompletny brak znajomości języka niemieckiego. Poza taki wyrażeniami jak: Hitler kaput, chife, szajse, danke, nie mogłem nic sobie z filmów przypomnieć 🙂 Po niemal 30 minutach krążenia po tej mieścince, zauważyłem pierwszego człowieka: kobiete niosącą jakieś papierowe torebki. Podjechaliśmy koło niej a ja zapytałem po angielsku licząc, że się dogadamy: gdzie tu jest jakiś sklep? Pani będąc wierna językowi niemieckiemu rzekła mi z tego co zrozumiałem jakby lekko oburzona, że dziś jest christainity święto. W tym momencie zrozumiałem, że oni także czczą Izydę. Powiedziałem filmowe “danke” i odjechaliśmy.
Co mnie urzekło oprócz spodziewanej estetyki i bogactwa ( zadbane budynki, na posesjach były tylko i wyłącznie względnie nowe auta), to konsekwencja w obchodzeniu chrześcijańskiego święta. W Polsce dnia 15.08. w każdej miejscowości był otwarty sklep spożywczy. Owszem w Austrii widziałem czynne ale restauracje. Przed restauracjami byli odświętnie ubrani mieszkańcy. Po sposobie poruszania się czuć było luz. Wyjeżdzając z Austri byłem “zły” na to, że Polacy musza więcej pracować za mniej , nic z tego nie mając, żyjąc w pospiechu. Byłem zły na polityków i wspierający ich Watykan.
Na Węgrzech poczułem się jak w Polsce. Zero respektu dla ograniczeń prędkości no i podobna sceneria. Koło samego Balatonu widziałem dwie kolizje.
Do pewnego momentu poczułem się na Węgrzech jak Niemiec w Polsce. W portfelu miałem około 50 000 forint. Udaliśmy się do Zamardi. Wnet rozpocząłem poszukiwania kwater.Liczyłem się, że w sezonie może być ciężko. Jak się okazało było cięzko z innego powodu. Baza noclegowa w tej miejscowości położnej nad samym Balatonem, gdzie od pierwszej lini zabudowy jest około 300metrów do wody jest tak mała jak morale Tuska. Posługując się angielskim w rozmowie z właścicielami dowiadywałem się, że albo jest to private house, albo nie ma wolnych miejsc.W jednym obiekcie pewna Pani około 40lat nie znająca angielskiego zawołała córkę mniej więcej 6-7 lat. Ta podeszła do mnie pytając po niemiecku coś w tym stylu “sprechen sie deutsch”. Na co ja ” do You speak english?”. Niestety ta 7 latka znała tylko niemiecki. Co warte uwagi to w wielu domach młodzież znała angielski, a starsi tylko się nimi wysługiwali. Wniosek: uczcie się języków!
Po około 1,5 H szukania ktoś zadzwonił po swego znajomego. Ten przyjechał na skuterku prosząc by jechac zanim celem oglądnięcia lokalu. Po obejrzeniu lokalu przyszła pora na cenę. Wtedy to okazało się, że wcale nie jestem zamożny jak na warunki węgierskie. Właściciel domku przedstawił nam swoją cenę – 20 000 forint za dobę. Mieliśmy 50 000 a gdzie jeszcze jedzenie….
Postanowiliśmy z żoną przemysleć sprawę. W pewnym momencie podchodzi do naszego auta jakiś mężczyzna pytając mnie: “przepraszam, gdzie tu jest najbliższy bankomat”. Rzekłem, że nie wiem gdyż szukam kwater. Fajnie pojechać ok 750km i spotkać za chwile Polaka 🙂
Pochodziliśmy około 2h wzdłuż plaży restaurując się w barze. Oczywiście wybraliśmy prawdziwy węgierski gulasz. Młody człowiek robił go przy nas, tak jak w Polsce na festynach robi się kiełbaski na grillu. Pyszota 😉
Po tym wszystkim postanowiliśmy wrócić do Polski. Niestety, ale kwatery w przeliczeniu za ok. 350zł za dobę ,okazały się poza naszym budżetem. Nastawialiśmy się na 150zł maksymalnie.
Nasze wnioski były smutne z perspektywy Polaka.
1.Węgrom wcale nie zalezy na zarobku na wynajmie. Cenią sobie czas wolny. Kwatery nad Balatonem to ich oaza spokoju. U nas nad morzem każdy dom to przystań noclegowa i źródło zarobku. Rodziny na czas wakacji przeprowadzają się śpiąc przez 2 miesiące w jednym pomieszczeniu.
2. Jest gro Polaków nad Balatonem, których stać nawet na tydzień takiego wypoczynku. Jest ich jednak coraz mniej.
Wiem, że wielu nawet nie stać na koszt paliwa. W tej sytuacji mogę stwierdzić niczym Słowacki: “Smutno mi Boże”.
Zdecydowaliśmy sie udac do jednej z najbliższych miejscowości wypoczynkowych w Polsce a zarazem miejsca urodzenia Adam Małysza – do Wisły.
Szukałem nie zbyt długo mimo nalotu w długi weekend. Wybrałem fajne miejsce do którego aby dotrzeć należało podjechać pod górkę mniej więcej 45 stopni. Ja miałem frajdę a żona stracha :-). Nie to było jednak moim celem. Były nim widoki. Koszt noclegu to prawie 1/3 tego co na Węgrzech – 120zł za całą rodzinę.
Jako, że jestem dosyć komunikatywny, zagadałem właścicieli. Okazało się, iż są to ewangelicy. Dowiedziałem się wiele interesujących rzeczy.
Oni wiedzą o Wielkim Ucisku i wierzą w porwanie przed uciskiem. Wiedzą, ze Luteranie są pro katoliccy. Właściciel opowiadał mi jak to był alkoholikiem i się nawrócił.
Dowiedziałem się przy tej okazji o dniach trzeźwości w Wisle. Ewangelicy organizują na swój koszt 3 dniowe spotkania podczas których modlą się o pomoc w pozbyciu się nałogu alkoholizmu ludzi przyjeżdżających z całej Polski. Jest nawet jakas strona o tym. Alkoholicy proszą oficjalnie Jezusa o pomoc wyznając swoje grzechy i przepraszając. Wielu osobom się to udaje. Gdyby ktoś miał tego typu problem to polecam. Oni sa naprawdę wyrozumiali i nie patrzą na alkoholika jak to katolicy: że to degenerat, ale jak na człowieka wołającego o pomoc.
Ewangelicy pomagają licząc się z tym, że część osób mimo zapowiedzi nie przyjeżdża, częśc wykorzystuje to jako darmowe noclegi. Do nikogo nie mają żalu.
Co zauważyłem wyróżniającego ich od katolików. Jak sam właściel kwatery przyznał nie tylko rzucił alkohol, ale nie przeklina i nie myśli o cudzołóstwie. To jest standard ewangelicki: zakaz przeklinania, nie unoszenie się emocjami, nie palenie papierosów. Ich dwie córki mające około 19 lat jeszcze nigdy nie były na dyskotece.
Pomyslcie ilu katolików pali papierosy, przeklina i unosi sie gniewem awanturując w domu…..
To jest właśnie to: różnica standardów między ewangelikami i katolikami.
Co ciekawe włąściele kwatery pomagąją innym noclegując gratis ludzi pragnących iść do Jezusa (m.in alkoholików) a i przy okazji budują nowy dom noclegowy obok. Musze przy tym dodac, że są to prości ludzie (były drwaL). Pisze o tym w kontekście procentowania dziesięciny.
Alkohol jest także wrogiem powodzenia finansowego.
Jeśli rzucisz nałogi i pójdziesz śladem Jezusa pomagając innym, to nie ma takiej możliwości aby Ci Bóg nie błogosławił finansowo. Przeciwnikom tzw teorii “ewangelii sukcesu” (sztuczna teoria bazująca na faktycznych oszustach religijinych) dodam, że nic a nic owi właściciele mi nie mówili o tym błogosławieństwie. Ja po prostu łącze fakty. Ich powodzenie finansowe nie jest celem, ale skutkiem.
Reasumując:
A mogłem od razu jechać do Wisły…..