Prawda w czasach ostatecznych. Chrześcijanie biblijni.

Chrześcijanie biblijni. Prawda dla NAŚLADOWCÓW JEZUSA CHRYSTUSA "Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli"

Założyciel Zakonu Jezuitów – Ignacy Loyola

Kolejny podesłany tekst od Giriona:

 

Założyciel Towarzystwa Jezusowego, hiszpan (bask) don Inigo Lopez de Recalde, urodził się w zamku Loyola, w prowincji Guipuzcoa w 1491 roku. Był jednym z najdziwniejszych typów mnichów-żołnierzy kiedykolwiek wykreowanych przez świat katolicki. Ze wszystkich założycieli zakonów religijnych, może być jedynym, którego osobowość odcisnęła najsilniejsze piętno na umysłach i zachowaniach jego uczniów i następców. To może być wytłumaczenie „znaku handlowego”, faktu, który idzie tak daleko, jak fizyczne podobieństwo. Pan Folliet wykłóca się o ten fakt, ale wiele dokumentów udowadnia model „Jezuity”, który kształtował się przez wieki.

Najbardziej zabawne ze świadectw zostało zanalezione w muzeum Guimet. Na złotym tle XVI-wiecznego ekranu, japoński artysta namalował, z humorem dla jego rasy, cumowanie Portugalczyków, a w rzeczywistości synów Loyoli na wyspach Nipponese (inna nazwa Japanese (Japonia)). Zdumienie tego miłośnika przyrody i jasne kolory są oczywiste, w sposób w jaki przedstawił te długie, czarne cienie oraz ich żałobne twarze, na których osadzała się cała arogancja fanatycznego władcy. Podobieństwo pomiędzy dziełem XVI-wiecznego orientalisty, a naszym Daumierem z 1830 roku jest łatwa do wychwycenia dla każdego.

Jak wielu innych świętych, Inigo – który poźniej „zromanizował” swoje imię i stał się Ignacym – nie wydawał się bynajmniej takim, który może oświecić swoich współczesnych. Jego burzliwa młodość była wypełniona błędami, a nawet „ohydnymi zbrodniami”. Raport policji mówił, że był „zdradliwy, brutalny i mściwy”. Wszyscy jego biografowie przyznają, że nie ustępował swoim wiernym przyjaciołom w przemocy instynktów. „Niesforny i zarozumiały żołnierz” – powiedział jeden z jego powierników. „Prowadził nieuporządkowane życie, jeśli chodzi o kobiety, hazard i pojedynki” – dodała jego sekretarka – Polanco. Wszystko to teraz dociera do nas przez jego „duchowego syna” – R.P. Rouquette, który starał się jakoś wyjaśnić i usprawiedliwić jego gorącą głowę, która w końcu obróciła się „ad majorem Dei gloriam” (na większą chwałę Bożą).

Jako, że jest to typowe dla wielu bohaterów kościoła rzymskiego, agresywny, fizyczny cios był konieczny do zmiany jego osobowości. Był pazikiem skarbca w Castilli aż do niełaski mistrza. Potem został panem w służbie wicekróla Navarry. Będąc dworzaninem, młodzieniec rozpoczął życie żołnierza poprzez bronienie Pampeluny przeciwko francuzom dowodzonych przez hrabiego de Foixa. Rany, które zadecydowały o jego przyszłym życiu zostały zadane podczas tego oblężenia. Noga złamana przez pocisk sprawiła, że został zabrany przez zwycięskich francuzów do jego brata – Martina Garcię, na zamku Loyola. Przechodził przez męczeństwo bez znieczulenia, bo operacja była przeprowadzana podwójnie, jako, że za pierwszym razem nie wyszła prawidłowo. Jego noga została złamana ponownie i ponownie przywrócona. Każdy może zrozumieć, że on potrzebował tylko takiego doświadczenia jak to, by dostać załamania nerwowego. Ten „dar łez”, którym został obdarzony „w obfitości” – i, który został zauważony przez jego biografów – jest może tylko rezultatem jego bardzo emocjonalnej natury, która odtąd wpływała na niego coraz bardziej.

Jego jedyną rozrywką podczas leżenia zranionym i w bólu było czytanie „Życia Chrystusa” i „Żywotów Świętych”, jedynych książek, jakie można znaleźć w zamku.

Jako, że był praktycznie bez wykształcenia i wciąż pod wpływem wielkiego szoku, cierpienie Chrystusa i męczeństwa świętych miały na niego trwały wpływ. Ta obsesja wprowadziła chromego wojownika na drogę apostolstwa.

„Położył książkę na bok i cały dzień marzył. Ten sen to było wprowadzenie w dorosłe życie gier dziecięcych – prosto z wyobraźni. Jeśli pozwolimy wejść tej inwazji na sferę psychiczną, rezultatem są nerwice i podporządkowanie woli. To, co prawdziwe zajmuje drugie miejsce.”

Na pierwszy rzut oka taka diagnoza wydaje się mało prawdopodobna w odniesieniu do założycieli tak aktywnego zakonu, ani do innych „wielkich mistyków” i twórców społeczeństw religijnych, z których każdy miał najwidoczniej wielkie możliwości do organizacji. Ale okazuje się, że wszyscy z nich nie są w stanie oprzeć się nadmiernie aktywnej wyobraźni i, dla nich, niemożliwe staje się możliwe.

Co mówi ten sam autor na ten temat: „Chcę zaznaczyć oczywisty rezultat praktykowania mistycyzmu przez kogoś, kto posiada cudowną inteligencję. Słaby umysł zaspakajając się w mistycyzmie jest na grząskim gruncie, ale inteligentny mistyk prezentuje o wiele bardziej niebezpieczną postawę, jako że jego intelekt pracuje szerzej i głębiej… Kiedy mit bierze górę nad rzeczywistością, staje się zwykłym fanatyzmem. Infekcją woli, która cierpi na częściowe powiększenie lub zniekształcenie.

Igancy był właśnie takim przykładem „aktywnego mistycyzmu” i „infekcji woli”. Niemniej jednak, przekształcenie z pana-wojownika do „generała” najbardziej wojskowego zakonu w kościele katolickim było bardzo powolne. Było wiele słabnących kroków zanim znalazł swoje właściwe powołanie. Nie naszym zadaniem jest kroczenie z nim po wszystkich jego ścieżkach. Przypomnijmy główne punkty: na wiosnę 1522 opuścił zamek przodków, z umysłem, który był stworzony do stania się świętym, podobnym do tych, których budujące czyny znalazł w opasłych tomiskach książek. Poza tym, to nie Madonna osobiście przyszła do niego pewnej nocy, trzymając w rękach Dzieciątko Jezus? Po dokładnej spowiedzi w klasztorze w Montserrat zaplanował, by udać się do Jeruzalem. Po tym, jak zaraza znalazła się w Barcelonie, a ruch morski przestał działać, Ignacy musiał zatrzymać się przez prawie rok w Manresa. Tam spędził czas na modlitwie, długim poście i biczując się, praktykując wszelkie formy pokutne, i nigdy nie zapomniał, by wstawiać się przed „trybunał pokutny”, pomimo tego, że jego spowiedź w Montserrat trwała całe 3 dni, taka spowiedź byłaby wystarczająca nawet dla mniej skrupulatnego grzesznika. Wszystko to przedstawia całkiem jasno umysłowy i nerwowy stan człowieka. Przynajmniej uratowany od obsesji grzechu, decydując, że to był tylko podstęp szatana, poświęcił się całkowicie zróżnicowanym i bogatym wizjom, które nawiedziały jego gorączkowy umysł.

„To z powodu wizji” – mówi H. Boehmer, „zaczął znowu jeść mięso, to cała seria wizji, która ujawniła mu tajemnice katolickich dogmatów i pomogła mu prawdziwie żyć nimi: w ten sposób, medytuje nad Trójcą pod kształtem instrumentu muzycznego z trzema sznurami; tajemnica stworzenia świata poprzez „coś” zamglonego i jasnego, wychodzącego z promienia słońca; cudowne zstąpienie Chrystusa do Eucharystii jako błyski światła wprowadzane do konsekrowanej wody, kiedy ksiądz ją podtrzymuje podczas modlitwy; ludzka natura Chrystusa i święta Dziewica pod postacią olśniewającego, białego ciała; i w końcu szatan jako serpentyna i migający kształt podobny do wielu tajemnicznych oczu.” Czy to nie początek znanego jezuickiego pojmowania świata?

Pan Boehmer dodaje, że głębokie znaczenie dogmatów, które dotarły do niego przez transcendentalną intuicję. „Wiele tajemnic wiary i nauki stały się nagle dla niego jasne, a później utrzymywał, że nauczył się więcej przez te krótkie momentu aniżeli poprzez jeo całe godziny nad nauką. Jednakże nigdy nie umiał wytłumaczyć, czym są te tajemnice, które tak nagle stały się dla niego jasne. To tylko mgliste wspomnienia, które odeszły, uczucie czegoś cudownego, jak gdyby w tym momencie stał się „innym człowiekiem, z inną inteligencją”.

Wszystko to może być wynikiem choroby nerwowej i może być porównane z tym, co się dzieje z palaczami opium, czy zjadaczami haszyszu. To rozszerzenie lub zwiększenie ego, ta iluzja rośnięcia poza to, co prawdziwe, migająca sensacja pozostawiająca jedynie wspomnienia.

Błogie wizje i iluminacje były stałymi towarzyszami jego mistycznego życia.

Nigdy nie wątpiłem w rzeczywistość tych objawień. Gonił szatana z kijem, jakby był wściekłym psem. Gadał z Duchem Świętym, jakby z inną, żywą osobą. Prosił Boga, Trójcę i Madonnę o wszystkie jego projekty oraz płakał z radości, gdy się u niego zjawiali. Miał przedsmak niebiańskiej rozkoszy. Niebiosa były dla niego otwarte, a Bóg był widzialny.

To nie jest przypadek osoby cierpiącej na halucynacje? To będzie ten sam widzialny i wyczuwalny Bóg, którego duchowi synowie Loyoli będą stale oferować światu – nie tylko z powodów politycznych, opierając się na głęboko zakorzenionych skłonności w sercu człowieka do bałwochwalstwa – ale także przez przekonanie, będąc dobrze i prawdziwie indoktrynowanym. Od samego początku średniowieczny mistycyzm zwyciężył w Towarzystwie Jezusowym, to wciąż wspaniały animator, pomimo jego intelektualnych aspektów. Jego podstawowym aksjomatem jest: „wszystkim dogodzić”. Sztuka, literatura, nauka i nawet filozofia były zwykłymi środkami do połowu dusz, jak również pobłażliwość przyznawana przez kazuistów (osoba naginająca fakty do własnej tezy), po której rozwiązłość często aprobowali. Dla tego zakonu nie ma sfery, gdzie ludzkie słabości nie mogłby być zwalczone, do podburzania ducha i woli do poddania się i pójścia z powrotem do bardziej dziecinnego i spokojnego oddania sie. Więc ich celem jest niesienie „królewstwa Bożego” wg ich ideałów. Wielkie stado pod pastorałem Ojca Świętego. Fakt, że tacy uczeni mają tak anachroniczne ideały wydaje się bardzo dziwne, ale niezaprzeczalne jest potwierdzenie tego często niezauważanego faktu: prymat emocji w życiu ducha. Poza tym, Kant powiedział, że każda filozofia jest tylko ekspresją temperamentu lub charakteru filozofa.

Oprócz inwidualnych metod, jezuicki „temperament” wydaje się być mniej lub bardziej zjednoczony wśród nich. „Mikstura pobożności i dyplomacji, ascetyzmu i światowej mądrości, mistycyzmu i chłodnej kalkulacji, taki był charakter Loyoli, więc jest to znak handlowy tego zakonu” – pisze J. Huber w swojej książce.

W pierwszym momencie, każdy jezuita wybiera zwłaszcza ten szczególny zakon z powodu jego naturalnych predyspozycji, ale staje się prawdziwym „synem” Loyoli po rygorystycznych testach i systematycznym treningu trwającym nie mniej niż 15 lat.

W ten sposób paradoks tego zakonu trwał przez 400 lat: zakonu, który próbował być „intelektualny”, ale jednocześnie ma zawsze, wewnątrz kościoła rzymskiego i społeczeństwa, najsurowsze usposobienie.”4

https://atakujnwo.wordpress.com/2015/01/02/zalozyciel-zakonu-jezuitow-ignacy-loyola/

Zaktualizowane: 2 stycznia 2015 - 23:51

4 komentarze

Dodaj komentarz
  1. Tajemnice tajnych stowarzyszeń – Veith, Marcin Dachtera

  2. Ciekawą postacią jest też Karol Boromeusz uznany przez kościół za świętego, nomen omen patron chrzcielny naszego papieża Karola Wojtyły. Ważna postać w obradach soboru trydenckiego, mający wpływ na ówczesnych papieży. Wikipedia podaje, że był jednym z inkwizytorów generalnych Świętego Oficjum i to skutecznym. Prowadził procesy, zbierał dowody (w jaki sposób się dowody wtedy pozyskiwało to wiemy) zatwierdzał wyroki śmierci. W jednym z procesów aresztowano ponad setkę ludzi. Skazanych uśmiercono w okrutny sposób, przez włożenie głową do ognia. No i kościół nagrodził oddanego sługę wynosząc go na ołtarze.

  3. Niestety, żyjemy w czasach, gdzie ludzie prędzej lubią bronić swojego nabytego z systemu światopoglądu który im osobiście pasuje (wygodnictwo) zamiast bronić i szukać obiektywnej Prawdy….

  4. Koheleta 1 : (9) To, co było, znowu będzie, a co się stało, znowu się stanie: nie ma nic nowego pod słońcem. (10) Czy jest coś, o czym można by powiedzieć: Oto jest coś nowego? Dawno to już było w czasach, które były przed nami.

    Byli kiedyś religianci, faryzeusze, bałwochwalcy etc? To będzie znowu – już jest, kk to współczesny system religijny powielający stare błędy – figurki, pogańskie wtręty etc…

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Detektyw Prawdy, Dobra Nowina i Apokalipsa © 2015 Frontier Theme
Polish
Polish
Polish
English
Exit mobile version