W tytule dodałem “muzyka” gdyz juz jeden Łukasz przedstawiał swe świadectwo. 🙂
Podzielę się swoim świadectwem. Jestem muzykiem, uczestniczyłem w tym biznesie „od kuchni” – koncerty, studio, radio, telewizja. Zaczynałem kupę lat temu i zafascynowany byłem muzyką zachodnią – głównie rockiem progresywnym i zespołami jak Dream Theater, Pain Of Salvation czy The Flower Kings. Miałem kilka zespołów, w latach liceum byłem typowym „metalem”. Parę lat temu założyłem zespół, który miał duże aspiracje – zaplecze finansowe i managerskie, sprzęt, sala, transport – wszystko co trzeba. Ja w zespole zawsze służyłem wiedzą techniczną, merytoryką, jak również wnosiłem swoje kompozycje – głównie muzyczne, ale czasami i tekstowe. Do pewnego etapu zespół rozwijał się poprawnie, zaczynał się przebijać, jednak w pewnym momencie posypały się relacje wewnątrz, poróżniły pieniądze itd, a ja osobiście nie godziłem się na pewne kompromisy, których ode mnie oczekiwano (mówienie o swoim prywatnym życiu w wywiadach, udawanie „fajnego” cały czas, wchodzenie w otwarte zaproszenie diabła – alkohol, narkotyki itd). Cóż – zrezygnowałem z tego na rzecz dziewczyny, z którą wtedy byłem. Wstąpiłem na drogę neokatechumenalną za jej namową i ta decyzja zaczęła przemieniać moje życie.
Aktualnie mam żonę, dziecko, zespół traktuję jako odległe wspomnienie – choć czasami trochę tęsknię za dużą sceną. Grywam czasami w knajpach jazzowe/popowe standardy, czasami jakiś recital, uczę gry na instrumencie. Do dzisiaj jednak mam to poczucie, że Bóg dał mi 12 talentów i jeszcze nie zrobiłem z nimi tego, co trzeba – czego on ode mnie oczekuje. Pokazał mi jednak, że ta droga, którą chciałem pójść, nie jest dla mnie.
Napomknę coś jeszcze o tzw. natchnieniu na swoim przykładzie. Napisałem kiedyś utwór traktujący o Panu Bogu w konwencji progressive rock – po angielsku, robiąc do tego muzykę. Pamiętam, że komponowałem go, jak wróciłem zza granicy (byłem ponad rok w Holandii, żyjąc w konkubinacie) – pamiętam, że wróciłem, bo nie chciałem tego łatwego życia, tych pieniędzy, czułem „pustkę”, głód duchowy. Wtedy też koncepcja na to, słowa, muzyka, przychodziły do mnie – powoli, w ciszy. Inny, związany z silnym uczuciem (zakochanie, a potem „kosz”) utworzyły 2 inne, bardzo mocne kompozycje – jedna rockowa, inna liryczna. Mój kolega – wokalista – rozstał się również ze swoją długoletnią partnerką i podczas pobytu w Szkocji zrobił „na odchodne” z innego zespołu, który był wcześniej, chyba najlepszy utwór jaki graliśmy – prosty i poruszający zarazem. W tych wszystkich przykładach można zauważyć, że wpływ na to, czy do nas „przyjdą” pomysły, mają wpływ na pewno emocje, intencje, czy też „otworzenie się” na… no właśnie, na co/na kogo? Nikolai Tesla twierdził po prostu, że pochodzi to wszystko od Boga. Ja też tak uważam. Bo skądżeby? „Beze mnie nic nie możecie uczynić” – i to się zgadza.
W powyższym kontekście uważam, że wszystko stworzył dobry Bóg. Kto śpiewa, podwójnie się modli. W Królestwie Bożym przecież śpiewają chóry aniołów, a relacje, jakie znamy, mówią o niebiańskiej muzyce. Muzyka jest czymś dobrym – po latach mogę stwierdzić, że jest uniwersalnym nośnikiem emocji. Tyle że jedna będzie budować, wzruszać, skłaniać do refleksji, inna będzie do zabawy (Pan Bóg nie zabrania się weselić), ale inna niestety do przekazów podprogowych, do szerzenia idei, do zaszczepiania zła. Pamiętając jednak, że grzech jest dobrowolnym i świadomym czynem człowieka i że każdy ma sumienie, chcę wierzyć, że duża część muzyków – nawet ta odnosząca sukcesy – nie jest za pan brat z rogatym. Muzyk to zawód jak każdy – po prostu jednym płacą więcej, innym mniej ;). Jednak jedno jest pewne – na szczycie nie jest się bez powodu – albo trzeba być cholernie zdolnym (a i to nie zawsze), albo mieć plecy. Inaczej się nie da.
With God.
https://www.youtube.com/watch?v=W6gKeQeEFYE Znalazłem przed chwilą ten piękny utwór.
Z tym stwierdzeniem kto śpiewa modli się podwójnie coś jest nie tak no bo ci którzy nie mają takich uzdolnień byliby w gorszej sytuacji od tych którzy takowe mają.I nie ma to raczej podbudowy biblijnej, Dawid miał talent muzyczny ale nie tym zyskał sobie uznanie Boga lecz tym że wypełnił Jego wolę niemal całkowicie, jego Syn Salomon nie zdobył sławy jako muzyk lecz zasłynął mądrością którą Bóg włożył w jego serce. ZBAWICIEL Jezus też dał siebie jako wzór posłuszeństwa Ojcu we wszystkim i jest tylko jedna wzmianka jak spiewał hymn będąc z uczniami na górze oliwnej.
witam, temat jest mi znany, sam rownież muzykowałem oraz słuchałem namietnie ostrej muzyki, głównie zza oceanu. Słaba znajomość angielskiego sprawiła że koncentrowałem się głównie na strefie instrumentalnej utworu, warstwę tekstową pomijałem jako mniej istotną (tak mi się wówczas wydawało).Z perspektywy czasu wiem że to był błąd, może wcześniej dane byłoby mi się przebudzić. Nie przypadkiem żadna z wielkich wytwórni nie promuje muzyki chrześcijańskiej mimo iż większość mylnie sądzi że żyjemy w kręgu tej własnej kultury. Po latach czytając tłumaczenia tekstów niektórych ulubionych kapel sprzed lat chwytałem się za głowę jak bardzo dałem się wciągnąć w szatańską pułapkę. Kiedyś uwielbiałem słuchać glośno muzyki, dzisiaj irytują mnie nawet ciche dźwięki przebijające się od sąsiadów na które nie mam wpływu ale nie protestuję, traktuję to jako pokutę za dawne czasy, kiedy bez skrupułów grałem im pod nosem na bębnach czy gitarce myśląc że to takie twórcze usprawiedliwiałem swoją bezmyślność. Od czasu kiedy zacząłem poznawać prawdę muzyka odchodziła powoli na dalszy plan, wzmacniacz pokrył kurz, czasem coś zagram ale to raczej dla rozruszania kości palców:) Muzyka uwodzi jak kobieta skrywając często drugie oblicze 🙂 Dzisiaj wolę się wsłuchiwać w odgłos ptaków za oknem – eliksir dla uszu, kwiecień 4ta rano polecam bo nadają na częstotliwościach Stwórcy, jak wiemy masońskie lobby zmieniło nawet strój instrumentów żeby programować nasze umysły, pisał o tym w jednym z artykulów HK.
Pozdrawiam Detektywa i czytelników, z Panem Bogiem
“odgłos ptaków za oknem – eliksir dla uszu, kwiecień 4ta rano polecam bo nadają na częstotliwościach Stwórcy” 🙂 🙂 🙂