Otrzymałem taki mail jak poniżej. Tego typu sytuacje nie są czymś nowym dla przebudzonych, nowo narodzonych.
Może to kogoś zbuduje lub utwierdzi w wierze:
_____________
Odkąd pamiętam, byłem osobą inną niż pozostali, osobą wrażliwą duchowo.
W moim dotychczasowym życiu, zdarzały się pewne „dziwne” sytuacje, ale nie nazwałbym ich nad wyraz wybijającymi się poza pewien krąg przypuszczenia czy przypadku.
Od kilku lat to się jednak zmieniło w szczególności może 2 lub 3 lat, gdy niektóre sytuacje czy odczucia już nie były jednoznaczne.
Zaczęło się od tego, że czasem miałem wrażenie, że ktoś lub coś patrzy na mnie – oczywiście, każdemu z Nas w życiu takie sytuacje się zdarzają, więc i ja początkowo ignorowałem to.
Takie uczucie nasilało się przede wszystkim w nocy.
Jako, że od bardzo, bardzo dawna mój sen jest krótki, a noce spędzam zazwyczaj na rozmowy z Naszym Ojcem i Bogiem, tejże nocy musiałem położyć się wcześniej, gdyż nazajutrz musiałem wstać z rana.
Leżąc w łóżku poczułem się dziwnie, nieswojo. Miałem wrażenie, że w pokoju było jakby inaczej.
Kontem oka wydawało mi się, jakby pod sufitem mignął poruszający się cień – okno było zasłonięte, nie wychodzi na ulicę czy parking, więc gra światła i cienia z reflektorów nie miała miejsca.
Poczułem, że nie jestem sam w pokoju. Zrobiło się jakby ciszej, sam nie wiem, chłodniej? A koło drzwi u prawego ich krańca, wydawało mi się, że tam jakby było ciemniej, ta ciemność jakby była inna.
Nie należę do strachliwych ludzi, ale czułem się nieswojo, rzekłbym lęk zaczął wkradać się w me serce. Nie widziałem nic konkretnego, ale czułem, że nie jestem w tym pokoju tylko ja. To przeczucie nasilało się.
Wtedy to zacząłem prosić Boga o pomoc, wsparcie by dodał mi sił, pomógł by ochronił mnie – w momencie gdy to powiedziałem, cały strach, lęk, uczucie, że jestem obserwowany minął, natychmiastowo, a w pokoju zrobiło się jakby jaśniej, spokojniej, cieplej i co było dla mnie dość hmm zaskakujące? miałem wrażenie, że zapach się zmienił – był jakby lekką przyjemną wonią, sam nie wiem.
Od tamtej pory w zasadzie niewiele się działo, może czasem „coś”, ale mogło to być też wrażeniem, jednakże jedno co na pewno zaczęło się dziać to, choć moje życie nigdy nie było usłane różami i zawsze miałem pod górkę, tak wszystko powoli zaczęło się sypać.
Na szczęście mam wspaniałą żonę, która również jest człowiekiem wielkie wiary, jest w Chrystusie, więc mam w niej wsparcie, jednakże największe mam w Ojcu mym i to tylko dzięki niemu mogę tu teraz pisać do Was.
Nie wnikając w szczegóły, straciłem pracę, wiele rzeczy działo się… całkowicie nieprzychylnych, tak jakby „celowo”. Miałem wrażenie, że to co się działo (i dzieje do teraz) to próba złamania mnie psychicznie, duchowo – zły nie będzie nękał tych, którzy już do niego należą, ale tych, którzy są przy Ojcu.
Możecie powiedzieć, że większość z Was mogła by tak napisać, tak ogólnie jest bardzo źle na świecie, ale tak czuję, że to próba bym uległ i oddał mu pokłon, czego nigdy nie zrobię.
To co teraz opiszę, będzie dla mnie bardzo trudne nie tylko z powodu tego co się wtedy wydarzyło, ale być może mój język jest zbyt ubogi albo może tego nie da się opisać – Wy to teraz tylko przeczytacie, a ja to przeżyłem.
Była kolejna, zwyczajna noc. Pracowałem do późna. Postanowiłem, że pójdę umyć zęby i jeszcze chwile popracuję, a najwyżej jak poczuję znużenie, położę się spać.
Poszedłem do łazienki. Mieszkam w typowym, starym po PRL-owski bloku, więc jest ona mała, raptem parę metrów kwadratowych na umywalkę, pralkę i niewielką wannę.
Jak co noc, stanąłem koło wanny, odkręciłem kurki – zaczynam myć zęby.
Nie pamiętam, ale chyba o niczym szczególnym wtedy nie myślałem.
W którymś momencie, wręcz przeświadczony, że do łazienki ktoś wszedł odwróciłem się i miałem nawet zamiar zacząć coś mówić, jednak jakie było moje zdziwię, gdy nikogo nie było, drzwi do łazienki zamknięte.
Odwróciłem się w stronę wanny i kontynuowałem szczotkowanie, ale „coś” było nie tak. Kontem oka od czasu do czasu, zerkałem w lewo – jest tam lusterko w którym widać część drzwi – ale nikogo tam nie było.
Zacząłem czuć się nieswojo, jakbym był obserwowany, tak bardzo to czułem, że odłożyłem szczoteczkę i odwróciłem się w stronę drzwi.
To co działo się później, nawet jak teraz to piszę, czuję przerażenie.
Stojąc tak, ponownie jak wtedy w sypialni, zrobiło się cicho, bardzo nienaturalnie cicho.
Wpatrywałem się w drzwi przede mną, które cały czas pozostawały zamknięte.
W ciągu chwili, ogarną mnie paniczny lęk, strach, którego nie potrafię opisać, którego nigdy nie czułem w życiu, całkowicie osłupiałem, nie mogłem się ruszyć, złapać tchu.
Choć nic nie widziałem przed sobą, nic co mógłbym, potrafiłbym określić, między mną, a tymi drzewami on był.
Czułem obecność niesamowicie silnego bytu, bytów w jednym, istoty dozgonne przesiąkniętej nienawiścią, złem, chęciom zemsty – zrobiło się zimno, bardzo nieprzyjemnie, wręcz zrobiło mi się niedobrze.
Miałem wrażenie, że jak wyciągnę rękę to go dotknę. Chwilami wydawało mi się, że widzę czerwone, głębokie lica, ale sam już teraz nie wiem co tak naprawdę widziałem.
Potwornie się bałem. Wiecie co jest w tym najdziwniejsze? nie czułem, że chce mnie skrzywdzić, ale raczej powiedzieć: „jestem”.
Mój lęk narastał i z tego co pamiętam powiedziałem wtedy: „Ojcze, ratuj…” po chwili poczułem się jakby pewniej, mimo, że ta istota tam była. Nie pamiętam dokładnie słów jakie wtedy wypowiedziałem, ale brzmiały mniej-więcej tak: „Moje ciało i dusza, ja cały należę do Ojca mego, który jest w Niebie, tego który posłał swego Syna jako świadka i powiernika i nigdy, choćby za cenę życia nie wyprę się Ich, bo jestem Dzieckiem Bożym”.
W przeciwieństwie do poprzedniej sytuacji, tak od razu nie odszedł – miałem wrażenie, że moje świadectwo go „odpychało”, odszedł jakby „mu kazano”, tak jakby nie miał wyboru.
Po tym strach minął, poczułem siłę i wiedziałem, że mój Ojciec jest ze mną, On zawsze jest.
To co się wtedy zdarzyło… posłuchajcie bez oparcia w Bogu i Jezusie Chrystusie, nikt się nie ostanie, nawet się nie łudźcie, nawet nie próbujcie wyobrażać sobie w minimalny sposób.
Uwierzcie mi, cokolwiek wtedy tam stanęło przede mną, było tak potężnym bytem, że ja sam jako człowiek byłem niczym, nie potrafię tego opisać – przypomnijcie sobie największy bul fizyczny i/lub psychiczny/emocjonalny jaki mieliście kiedykolwiek, pomnóżcie go sto razy i przenieście na warstwę duchową, emocjonalną.
Siła jaką emanowała ta istota, była nieopisywalna – zło z niej „rozlewało się”.
Poprosiłem Ojca o pomoc, a On nakazał tej istocie mnie zostawić, odejść, choć czułem, że nie chce iść, to nie miała wyboru – pomyślcie teraz, jak potężny jest Nasz Bóg, skoro ta istota, nie ośmieliła się Mu sprzeciwić, nawet zająknąć i to Ojciec mój uczynił – znów dla mnie uczynił.
Po tym zdarzeniu, było kilka dni, może tygodni normalnie, aż pewnej nocy – to była chyba sobota albo niedziela, mieliśmy z żoną położyć się spać, było już naprawdę późno.
Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Podszedłem do pstrykacza by wyłączyć światło.
W monecie gdy zgasło, miałem wrażenie, że za moją żoną coś się poruszyło, cień. Żona zauważyła, że chwilowo stanąłem bez ruchu i nagle zamilkłem.
Zapytała czy wszystko w porządku, na co odparłem, że tak, zignorowałem to, pomyślałem, że mi się przewidziało.
Położyłem się, powiedzieliśmy sobie „dobranoc”, a po chwili, żona przypomniała sobie o czymś – chodziło chyba o ustawienie budzika w telefonie. Tam gdzie zwykle telefon był, w miarę „pod ręką”, nie było go.
Wstałem więc, poszedłem włączyć światło i w tym monecie, żarówka pstryk… spaliła się, dość nietypowo bo wręcz wybuchła.
Moje późniejsze zachowanie, zaraz po, jest dla mnie trudne do wytłumaczenia, ale nie wiem czemu, poszedłem do swojego telefonu by sprawdzić godzinę – nie pytajcie po co, sam nie wiem. Wiecie, która była godzina? 03:33.
I na koniec, chciałbym Wam opowiedzieć coś jeszcze, tym razem pełnego radości.
Jak już pisałem, często w nocy rozmawiam z Ojcem Naszym, Jak Jezus prosił, czuwam.
Którejś z nocy, nie tak dawno, poczułem, że już nie mam siły, że już jej nie chce mieć – nie daje rady.
Pytałem Boga, co mam robić, dlaczego ludzie tacy są, czemu są tak ślepi, czemu nawet nie chcą posłuchać jego Słowa.
Jak zapewne większość z Nas, wtedy czułem się bardzo zasmucony, wręcz przez chwilę osamotniony, jak głos wołającego na bezkresnej pustyni.
Wtedy powiedziałem: „Jezu, Jezu mój, kiedy przyjdziesz? Gdzie jesteś? Dlaczego jeszcze Cię nie ma, tak bardzo tęsknię. Tak bardzo chciałbym się do Ciebie choć przytulić”.
Poczułem niesamowitą radość, nieopisywalną, siłę i wsparcie, mimo, że była noc w pokoju zrobiło się jakby jaśniej, nie koniecznie dosłownie, ale… nie umiem tego opisać.
Nagle tyle energii do mnie „przyszło”, Nadziei, Miłości – wybaczcie nie umiem tego opisać… czułem jakby usiadł obok mnie na łóżku.
Wszystkie troski, zmartwienia, problemy, przestały istnieć, tak jakbym był w domu, bezpieczny.
Moi Przyjaciele, myślę, że niebawem „coś” się wydarzy, wielkiego, coś co zmieni postrzeganie wielu z ludzi, nie potrafię jedynie skonkretyzować, czy to będzie złe czy dobre, gdyż mam wrażenie, że to będzie jakby i to i to – złe dla tych, którzy odeszli od Boga, a dobre dla tych, którzy znają swego Pasterza.
Z Miłości dał Ci życie, chciał byś był – radujcie się, gdyż dostąpiliśmy nieopisywalnej Nagrody i Zaszczytu.
On Był, Jest i Będzie.
Przyjaciele trwajcie w Bogu Naszym, a On trwać będzie w Was i już nigdy nie zaznacie strachu, bólu i cierpienia.
Chwała Jezusowi Chrystusowi!
Ja za to mam ostatnio „dziwne noce”.
Od kilku dni mam mały kaszel, ale praktycznie co noc przez jakiś czas miałem takie napady, że z poniedziałku na wtorek aż mierzyłem sobie saturację i była taka, że pewnie do szpitala by mnie przyjęli.
Ostatnia noc już była bez kaszlu, za to nie mogłem zasnąć i się budziłem. Cała ta sytuacja wydaje mi się dziwna. Bardzo dziwna
Chwała Jezusowi
Tak na poprawę humoru – nie przyjęliby Cię do szpitala, bo jesteś nieszczypany 😉
Ciekawe czy taka obecność zdarza się tylko w tym mieszkaniu w tym bloku ? Jeśli tak , to warto prześledzić historię tego mieszkania . Może jakaś dusza lub demon czują silną więź z tym miejscem ? Może coś złego się tam wydarzyło ?
Mocne. Chwała Jezusowi!