Prawda w czasach ostatecznych. Chrześcijanie biblijni.

Chrześcijanie biblijni. Prawda dla NAŚLADOWCÓW JEZUSA CHRYSTUSA "Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli"

Świadectwo Darii część V ostatnia.

 

 

cd

 

Wspaniale było po raz pierwszy zacząć doświadczać prowadzenia Pana w wielu ważnych kwestiach wiary, których jeszcze nie rozumiałam. Jeszcze zanim w pełni poddałam się Jego woli, sama z siebie zaczęłam regularnie odwiedzać pewne forum protestanckie, które w domyśle miało mi pomóc lepiej pojąć niektóre zagadnienia, ale… Szczerze mówiąc, spotkałam się z całym wachlarzem różnych przeciwstawnych poglądów, których sama jeszcze nie umiałam zweryfikować, a to wprawiło mnie tylko w jeszcze większe zdezorientowanie. Starałam się zbyt wiele zrozumieć sama, a zbyt rzadko prosiłam Pana o poznanie – dopiero, gdy pojęłam w czym rzecz, zaczęłam to robić i regularnie sama czytać Biblię, On pokazał mi moje błędy.

Przez pewien czas zadowalałam się na przykład tak powszechnym przekonaniem, że Prawo Boże już nie obowiązuje, szczególnie w kwestii obchodzenia Szabatu. Początkowa  niechęć i niepewność wobec poświęcenia całego jednego dnia raz w tygodniu i wyrzeczenia z tym związane wydawały mi się wtedy zbyt ciężkie. Te obawy starałam się ukryć za wybiórczymi, źle zinterpretowanymi wersetami, które bardzo łatwo było mi przyjąć w taki sposób, w jaki je rozumiałam.

Pan jednak nie pozwolił mi zaprzestać swoich poszukiwań, zadowolić się tą interpretacją i trwać w samozakłamaniu. Nie czułam w sercu najmniejszego nawet przekonania, że moje poglądy są słuszne ani nie opuszczała pewność, że wybór jakiego dokonałam wynikł tylko i wyłącznie z wygody – nie z woli poznania prawdy. Rosło przekonanie, że sprawiam Najwyższemu przykrość i sama pozbawiam się szans na budowanie z Nim relacji. W mojej głowie ciągle pojawiała się myśl: “Czy ja naprawdę mogę o sobie powiedzieć, że kocham Boga, jeśli nie jestem chętna poświęcić mu więcej czasu, ponad to, ile wpasuje się w mój napięty plan tygodnia?” Dokładnie od momentu mojego prawdziwego nawrócenia Pan powoli zaczął wprowadzać we mnie gruntowne zmiany, które pozwoliły mi zmienić własne priorytety, zacząć lepiej rozumieć Pismo i docenić prawdziwe piękno Jego przykazań. Podobnie było z wieloma innymi wątpliwościami jakie miałam, a które On zawsze rozwiązywał… Nawet nie umiem wyrazić, jak bardzo jestem Mu za to wdzięczna.

I muszę przyznać, że całym sercem pokochałam Szabat. Nie wyobrażam sobie teraz tygodnia bez tego jednego całego dnia spędzonego w pełni na czytaniu Pisma Świętego, modlitwie i odpoczynku. Na co dzień staram się poświęcać Panu i Słowu Bożemu jak najwięcej uwagi, ale i tak pozostaje ten niedosyt – a od teraz piątkowy wieczór to czas, którego stale, z radością serca wyczekuję. Taki rytm życia zasiał spokój i przywrócił równowagę w każdym jego aspekcie, nareszcie pomógł mi zwolnić. Myślę, że powinniśmy śmiało dzielić się z braćmi i siostrami w wierze swoimi najbardziej osobistymi uczuciami i emocjami związanymi z Szabatem.  Błogosławieństwo i szczęście płynące z jego świętowania, podparte naszym własnym świadectwem, może ostatecznie przekonać wielu do tego wspaniałego dnia. A poza tym, zwrócić uwagę na nieprzemijającą doskonałość Prawa Bożego…

Nie szukam za to wszystko zasług w sobie, jak wcześniej, kiedy tylko zdarzyło mi się postąpić dobrze, bo wiem, kto mnie tak odmienił… Kiedyś zachowałabym się prawdopodobnie jak najbardziej obłudny faryzeusz, oczekując podziwu dla siebie samej za te wszystkie zmiany. Dzisiaj chcę poświadczyć dla każdej osoby, która to przeczyta, tylko i wyłącznie o niesamowitej mocy Pana i Jego miłości do nas… Która burzy każdy mur i buduje niezniszczalne mosty. Jemu zawdzięczam między innymi fakt, że dzisiaj żyję i każdy pojedynczy aspekt mojego odnowienia… Gdyby nie Jego interwencja, teraz już by mnie tu nie było.

W świecie, w którym tak wielu ludzi zapomniało o prawdziwym Bogu czy w ogóle wyrzuciło z serca przekonanie o jego istnieniu – jak wielu z nich powie pierwszej lepszej nienawróconej osobie, że jej problemy, jakiekolwiek one są, leżą na podłożu duchowym, a ilu zarzuci, że jest niewdzięczna i przewrażliwiona, czy, w niektórych przypadkach, zasugeruje nawet chorobę psychiczną? Największym nieporozumieniem jest tu chyba kierunek, w którym powszechnie upatruje się źródeł wszelkiego szczęścia i udanego życia. Przykładowo: “Przecież masz dostateczną ilość pieniędzy. Przecież masz tylu przyjaciół, udany związek i dach nad głową. Przecież masz dobrą, stabilną pracę i karierę przed sobą. Więc jaki jest twój problem?”

Sama uważam te wszystkie wyżej wymienione rzeczy za ważne i piękne. Dziękuję Bogu, że mam gdzie mieszkać, że mam co jeść, że mam rodzinę. Ale gdybym nie miała Jego, w rzeczywistości nie posiadałabym nic. Ba, bez Niego nie potrafiłam nic nawet docenić, oczekiwałam wszystkiego jako należne mi z zasady i zawsze uważała za gorsze, niż “mogłoby być”. Ale teraz to, co jest dzisiaj, wygląda zupełnie inaczej w perspektywie wieczności…

Dzisiaj wiem, jaki jest największy, najpowszechniejszy, najbardziej podstępny i osaczający problem tego świata, przez który mimo swojej zuchwałości i rzekomej samowystarczalności stajemy się coraz bardziej zgorzkniali i przygnębieni, a przede wszystkim zepsuci. Właśnie brak Boga w sercu. I tysiąc bożków w marnym zastępstwie. A na dokładkę to pełne pychy przekonanie: ”wiem lepiej. Patrzcie, jestem realistą, który twardo stąpa po ziemi i nie wierzy w takie średniowieczne, religijne bajeczki. Nie stoję w miejscu, podążam za rozwojem świata i nie potrzebuję cudownej mocy z nieba żeby pokierować swoim życiem tak jak chcę. Ja już pogodziłem się ze śmiercią i chcę żyć chwilą, póki mogę. Wiara w życie pośmiertne to na pewno jakiś zakłamany sposób radzenia sobie z niemożnością pogodzenia z upływającym czasem, ja jestem ponad to.”

Wiedząc to, co wiem dzisiaj, pewnie rzeczywiście wszystkie moje problemy wydałyby mi się błahe, bo z perspektywy lepszych rzeczy, które obiecuje nam wszystkim Bóg, to jest tylko marność. Ale ja długo nie miałam takich perspektyw, a otaczała mnie kultura sukcesu, piękna, pieniędzy i pogardy dla tych, którzy nie znajdują sobie w niej miejsca, a tym samym kultura nieświadomego i bezrefleksyjnego grzechu. To była moja rzeczywistość, więc uważałam, że tak powinno być, a osoby przedstawiające podobny światopogląd, jak ten przytoczony wyżej, postrzegałam jako największe autorytety i najbardziej poradnych życiowo ludzi.

Tymczasem dzięki ogromnemu wsparciu i obietnicom Pana, wyszłam z intensywnej anoreksji nie musząc leczyć się psychiatrycznie, i nigdy nie brałam żadnych leków na swoją istną karuzelę emocjonalną (bo powiedzieć o huśtawce to za mało…). Opuścił mnie stan umysłu, który nie pozwalał mi na chociaż chwilę wytchnienia. Z perspektywy czasu, nie mam wątpliwości, że wiele z tych rzeczy które robiłam, były formą autodestrukcji i wszystkie sprowadzały się do głębokiej nienawiści jaką żywiłam do każdej części siebie samej przez lata. Każdą potencjalnie pozytywną rzecz umiałam wykorzystać tak, by działać przeciwko sobie, nawet jeśli w pewnych momentach nie byłam tego świadoma. Mogłam oszukiwać siebie i wszystkich wokół, że odnoszę sukcesy i przechodzę najlepszy okres życia, ale w środku odczuwałam głęboką pustkę. Żadna z ziemskich rzeczy, które wtedy znałam, nie pasowała do tej pustki i nie umiałaby jej wypełnić. Wiem, że mam przed sobą jeszcze ogrom pracy, a Pan nadal intensywnie mnie kształtuje. Mam swoje gorsze momenty i doświadczam wielu wewnętrznych walk, jak my wszyscy. Jednak widząc, jak wielkie zmiany po mniej niż połowie roku mam już za sobą, jestem dobrej myśli. Swoją drogą, zauważyliście jak niesamowicie intensywnie w ostatnich czasach działa Duch Święty?

Najbliższa rodzina wie już o moim nawróceniu. Mama z początku popatrzyła na to z perspektywy całej mojej przeszłości i choroby – wypominając, że zawsze byłam zbyt podatna na opinię innych, więc pewnie i teraz ”za dużo się czegoś naczytałam”, i prawdopodobnie znowu źle się to na mnie odbije. Ma do mnie też wyraźny żal, że potrzebowałam „dopiero” Boga, by się zmienić, a nie doceniałam wysiłku i starań które ona włożyła w to, żeby żyło mi się jak najlepiej… Rzecz w tym, że naprawdę z całego serca ją kocham i zawsze kochałam, a myśl o tym, ile lat przez ten skrajny egoizm psułam jej nerwy, dalej daje mi się we znaki. Nie wiem, czy zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo od pewnego momentu sama nie byłam w stanie w żaden sposób zapanować nad tym co się ze mną działo. To nie znaczy, że przez całe życie nie doceniałam jej poświęceń… Aczkolwiek wiem, że patrzy na te rzeczy z zupełnie innego punktu widzenia. Oczywiście wyraźnie dostrzega przemianę jaka dokonała się we mnie i widać, że przyniosło jej to dużą ulgę, ale nadal o wiele łatwiej jest jej trzymać się własnego typowo racjonalistycznego, psychologicznego wytłumaczenia. Czasami udaje nam się rozmawiać na tematy biblijne, czy dotyczące niebiblijnych doktryn Kościoła Katolickiego, które przeważnie nie wywołują sporów. Zauważyłam, że znaczna część jej uprzedzeń wynika właśnie z tych wpajanych jej od dzieciństwa nauk… Z religijności opartej na strachu przed piekłem a nie nadziei i uwolnieniu jakie daje nam Chrystus. Po tylu latach naprawdę trudno jest je przezwyciężyć. Z drugiej strony wydaje mi się oraz wnioskuję z niektórych rozmach, że gdzieś w jej życiu Bóg jednak dla niej istnieje, może nadal istniał. Nie wiem, w jakim stopniu, nie wiem w jakiej „postaci” i nawet nie czuję się sprawiedliwie próbując to ocenić. Może tak naprawdę niewiele potrzeba by obudzić w niej tę prawdziwą relację z i miłość do Stwórcy? Dlatego mam do Was serdeczną prośbę o modlitwę w jej sprawie. O to, by Pan działał w jej życiu, by pewnego dnia powołał ją do siebie. Mogę zdać się wyłącznie na Jego pomoc, swoją i Waszą modlitwę, cierpliwość, oraz dodatkowo dawać świadectwo swoim dalszym życiem.

Kochani, nie jestem w stanie wyrazić swojej wdzięczności i radości, że po tylu dobrych rzeczach, które spotkały mnie z rąk Pana, dodatkowo trafiłam właśnie tutaj – do grona prawdziwie oddanych Bogu chrześcijan. Dzięki Piotrowi i Wam znalazłam odpowiedzi na wiele pytań, lepiej zrozumiałam sposób w jaki funkcjonuje świat, poznałam wiele nowych punktów widzenia chociażby na sprawy codziennego życia, a także… zżytą, piękną społeczność naśladowców Chrystusa. Podoba mi się ta autentyczność i otwartość – wielu z Was nie ukrywa gorszych momentów w życiu, ciężkich prób, zmagań, nie kryje się z niepowodzeniami, zamiast tego wytrwale wspieracie się nawzajem i nie boicie się sami prosić o pomoc. Wielokrotnie podnieśliście mnie na duchu, nawet o tym nie wiedząc 😉 Mam wielką nadzieję poznać przynajmniej część z was na najbliższym zjeździe – oby Pan mi w tej kwestii pobłogosławił.

Wspaniałe to uczucie być tak mądrze i w pełni miłości prowadzonym za rękę przez najlepszego Nauczyciela wszechświata. Niech ta świadomość nigdy Was nie opuszcza, czy to w dobrych czy złych chwilach. Wszystko ma swoją przyczynę i przeznaczenie. 🙂

 

_______________

 

Piękne świadectwo i duży talent pisarski. Daria z wielkim wdziękiem zobrazowała moc Bożą w jej życiu przy dużej dozie wdzięczności.

Chwała Bogu Ojcu za Darie w imię Jezusa Chrystusa.

 

ps

obrazek nadałem temu ja. Taka impresja 🙂

 

Zaktualizowane: 7 lutego 2019 - 11:41

5 komentarze

Dodaj komentarz
  1. Dziękujemy za piękne świadectwo! Chwała Panu Jezusowi za wyrwanie nas z tego świata. Życzę wszystkim wytrwałości i umacniania w wierze. Jeżeli Bóg z nami to któż przeciwko nam? Rz.8.31 🙂

  2. Dziękuję Ci Daria za Twoje świadectwo. PAN jest z Tobą i nikt nie wyrwie Cię z jego ręki. Niech Cię nadal prowadzi i strzeże a Twoje świadectwo i owoce wiary niechaj otwierają oczy wszystkim, których spotkasz na swojej drodze. Pozdrawiam siostrzyczko 🙂

  3. Bardzo piękne świadectwo! Trzymaj się!

  4. Ooo, jak ślicznie, dziękuję 😉

  5. Wspaniale! Cieszę się Dario, że Jezus Chrystus teraz jest Twoim Zbawcą i Królem! Wytrwaj do końca. 🙂

Skomentuj Daria K Anuluj pisanie odpowiedzi

Detektyw Prawdy, Dobra Nowina i Apokalipsa © 2015 Frontier Theme
pl_PLPolish