Prawda w czasach ostatecznych. Chrześcijanie biblijni.

Chrześcijanie biblijni. Prawda dla NAŚLADOWCÓW JEZUSA CHRYSTUSA "Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli"

Świadectwo Darii. Część II.

Część II. Tym razem pozwoliłem sobie wytłuścić ważne spostrzeżenia Darii.

 

 

…..

 

Warto wspomnieć że w międzyczasie – na co dzień, przebywając w domu – spotykałam się z bardzo niekonsekwentną pobożnością dwojga innych członków rodziny. Dosłownie – ”od święta” i od mszy do mszy w telewizji. Dość powiedzieć, że ich tryb życia i zachowanie przeczyły znaczącej części przykazań (które chcąc nie chcąc znałam) i w żaden sposób nie przypominały nawet takiego obrazu chrześcijańskiego życia, jaki już miałam w głowie. Wybuchowość, skłonność do wywoływania bezsensownych kłótni,  przyjemność czerpana z małych czy większych złośliwości, puste, wręcz kompulsywne plotkarstwo i nieszczerość nie tylko potęgowało moją niechęć do tych osób, ale i kazało z politowaniem i kpiną uśmiechać się, gdy słyszałam z ich ust mechanicznie rzucone “Dzięki Bogu!”. Czy czasem nawet wyrwane z kontekstu, zasłyszane gdzieś biblijne wersy obłudnie przytaczane tylko po to, by dopiec drugiej osobie podczas sprzeczki. Takie bezsensowne awantury z biegiem lat, aż do teraz, zdarzają się coraz częściej. Obie te osoby bardzo wyraźnie czerpią satysfakcję z prowokowania ich – byleby tylko pozbyć się narastającej frustracji, byleby tylko zagłuszyć niezadowolenie z życia. Ich zachowanie na pewno dodatkowo utwierdziło mnie w przekonaniu, że wszelkie religie świata to obłuda. A niestety tylko z religią byłam w stanie połączyć to jeszcze wtedy bardzo odległe, niezrozumiałe wyobrażenie Boga.

Powracając stricte do moich lat gimnazjalnych… W tym czasie bardzo zaburzył się także mój normalny obraz związku, a do jego standardowego modelu często czułam wręcz… Obrzydzenie? Kompletne przewartościowanie wartości. Przez około rok (i cieszę się, że nie dłużej) miałam kontakt z dziewczyną, która w bardzo dużym stopniu na to wpłynęła. Właściwie można powiedzieć, że przez jakiś czas byłyśmy ze sobą w bardzo dziwnej, niejednoznacznej, niedopowiedzianej formie ”związku”, o którym nigdy nawet nie porozmawiałyśmy.  To się po prostu przez jakiś czas działo, nawet nie do końca na poważnie, a ja byłam przekonana, że naprawdę coś do niej czuję… Była to osoba z masą własnych problemów, ze skłonnościami do samookaleczania, oznakami depresji, nieszczęśliwe zakochana (na ironię, w kimś płci przeciwnej) i, patrząc na to z perspektywy czasu, przypuszczam, że i z zalążkiem zaburzeń odżywiania. Ta znajomość podziałała na mnie mocno toksycznie, ale czy w tamtym stanie zdawałam sobie z tego sprawę? Oczywiście że nie, w końcu miałyśmy tyle wspólnego…  A ja zachęcona tym, że najwyraźniej naprawdę komuś zależy na mnie w TEN sposób, że w końcu znalazłam osobę, która w pełni mnie akceptuje i sama okazuje mi taką bliskość, nie zwracałam uwagi na tę drugą stronę medalu. Obie szukałyśmy szczęścia i przekonania o swojej wartości tam, gdzie ich nie było, wykorzystując siebie nawzajem do leczenia swoich niespełnionych ambicji… Mnie dodatkowo napędzała długotrwała nienawiść do mężczyzn (zapoczątkowana pewnie tym, jak mój własny ojciec, przez uzależnienie od alkoholu i wymyślnych oszustw, wpłynął na naszą rodzinę i opuścił nas w moim bardzo wczesnym dzieciństwie, kontynuowana kilkoma późniejszymi nieudanymi związkami mamy i dręczeniem ze strony rówieśników).

Tak na marginesie, przez dobre kilka lat miałam skrajnie liberalne podejście do homoseksualizmu. Tak silnie zakorzenione w moich poglądach, że wydawało się, jakoby nie miało mnie nigdy opuścić… Ot, naturalna rzecz, nie nasza sprawa. Nikogo nie krzywdzisz? ”Rób, co chcesz”. I jakże uwielbiałam odnosić się w argumentach do obyczajów chociażby starożytnego Rzymu – ”już wtedy było to całkiem normalne! Czy my naprawdę z upływem czasu coraz bardziej cofamy się w mentalności?” Nie dostrzegałam indoktrynacji mass mediów na tym polu – byłam raczej jej wzorowym odbiorcą. Wolałam trwać w przekonaniu, że nienawiść wobec takowych par rzekomo coraz bardziej się zaostrza, że tolerancja w praktyce nie istnieje, a te moje poglądy naprawdę są moje.

Ta sama, dopiero wspomniana znajomość doprowadziła mnie niemal do pierwszych prób z ”miękkimi” narkotykami, do których ta osoba miała łatwy dostęp. Już od pierwszej propozycji zaczęłam postrzegać to jako coś ciekawego, ekscytującego przez sam fakt, że zrobiłabym coś w pewien sposób niedozwolonego. Przecież „nikt by się o tym nie dowiedział, a ja miałabym za sobą nowe doświadczenia”. Oczywiście, w tamtym czasie desperacko potrzebowałam czegoś, co pozwoliłoby mi oderwać się od przytłaczających myśli. Cóż za zbieg okoliczności. Z przerażająco wielkim entuzjazmem czekałam na dzień, kiedy będziemy miały ku temu okazję. Na całe moje szczęście ten temat nagle ucichł. Pomysł nigdy nie doszedł do skutku. I, jak teraz o tym myślę, chwała za to Bogu…

Co poza tym? Gdzieś w międzyczasie zaintrygowała mnie tematyka duchów i wszelkich paranormalnych zjawisk, mimo że w teorii jako zagorzała ateistka nie powinnam była nawet w nie wierzyć. Był taki okres kiedy gustowałam w programach o nawiedzonych domach i oczyszczaniu ich, z ciekawości hurtowo zaczęłam oglądać horrory, do których nigdy wcześniej nawet mnie nie ciągnęło. Może i tu chodziło o zwykłe pragnienie wrażeń. W pewien sposób nie żałuję, że tak się stało, bo moja fascynacja tym co niewyjaśnione powoli poprowadziła mnie w o wiele lepszym kierunku…

Zdaje mi się, że chyba w pierwszej klasie gimnazjum po raz pierwszy natrafiłam na wzmiankę o jakichkolwiek ”teoriach spiskowych”. Zaczęłam przykładać większą uwagę do dziwnej symboliki stale przewijającej się przez media i sporo czytać na ten temat. Można powiedzieć – że to odkrycie i wiele informacji, które znajdowałam przez następne lata były moim pierwszym malutkim krokiem w stronę poznania Boga... Nawet, jeśli tak odległym.

Oczywiście, polegając na samych spiskach, mogłam poważnie zbłądzić. Jak łatwo przecież wpleść w nie bzdury o obcych, tuszując ich prawdziwą, demoniczną naturę, i zafałszować obraz świata u potencjalnego odbiorcy, który niesłusznie zacznie uważać się za ”uświadomionego i obudzonego”. Albo zacząć mieszać fakty z ideologią New Age. Kłamstwa rozrzedzone kroplą prawdy. Tutaj już nie trudno o zwiedzenie większe niż to, od którego rzekomo właśnie się odeszło.

I rzeczywiście porządnie pobłądziłam, w pewnym momencie dochodząc do wniosku (a taką koncepcję dzieliła ze mną i mama), że jeśli wierzenia tylu milionów ludzi jednak nie są bajką całkiem wyssaną z palca, to być może pod całą istotą Boga kryje się po prostu jakaś znacznie inteligentniejsza cywilizacja, która z czasem zaczęła być czczona jako wszelkiego rodzaju bóstwa. Wszystko wydawało się perfekcyjnie łączyć, gdy już z łatwością “łyknęłam” kilka twierdzeń, jakoby władze ukrywały przed nami badania na ciałach obcych… Rzekomo ukrywa się przed nami naszych prawdziwych stwórców, a religie dalej wykorzystuje jako światowe narzędzie kontroli. Iście przerażające, jak łatwo można poprzez wystarczająco naciągniętą interpretację biblijnych zdarzeń wmówić taką ideologię ludziom (czy chociażby tylko zasugerować), później ją rozpowszechnić, i jak trudno jest uświadomić kogokolwiek, iż został zwiedzony.

O ile więc zdawałam sobie sprawę z satanistycznej symboliki i praktyk powiązanych m.in. z przemysłem muzycznym czy filmowym, uważałam je za farsę mającą albo przyciągnąć do siebie masy, albo ostatecznie poprowadzić je do drugiego możliwego zwiedzenia – Kościoła Katolickiego, uwierzytelniając tylko jego doktryny i ostrzeżenia. Dla mnie prawdziwy Bóg w gruncie rzeczy nie istniał, tylko te dwa fronty, które w imię podobnej kontroli, pieniędzy i władzy pozornie zwalczały siebie nawzajem i mamiły ludzi – na zmianę wyobrażeniem Boga i Szatana.

Przechodząc z powrotem do narracji – nadeszła trzecia klasa gimnazjum i trochę inne spojrzenie na własne życie. Wtedy niespodziewanie dotarło do mnie, że muszę wziąć się w garść jeśli chodzi o naukę i nadrobić wszystkie zaległości, by dostać się do jakiegokolwiek dobrego liceum. Miałam mnóstwo zaległego, albo nieopanowanego materiału do nauki, bo wcześniej cudem lub w ostatnim momencie zdawałam kolejne klasy. Postanowienie o pełnej poprawie zgrało się w czasie z maksymalnym nasileniem kompleksów na temat mojej figury (które prze wiele kąśliwych uwag, których nigdy nie umiałam puścić mimo uszu, towarzyszyły mi przez całe gimnazjum). Tak więc ten rok miał być rokiem porządnej nauki, bardzo dobrze zdanych egzaminów i schudnięcia o te kilka kilogramów, które niespodziewanie bardzo zaczęły mi przeszkadzać. Na początku chodziło nawet nie tyle o wagę, która wynosiła dokładnie tyle ile powinna przy moim wzroście i wieku, ile o ciągle nie dające mi spokoju pewne mankamenty sylwetki. Niektóre słowa, które usłyszałam, już zostały w mojej głowie i co jakiś czas dawały o sobie znać. Najzwyczajniej w świecie uznałam, że jeśli i tak mam zamiar wprowadzić jakąś pozytywną zmianę w swoim życiu, to mogę się wziąć za coś jeszcze i ”zamknąć usta” każdemu, kto nadal ma o mnie coś nieprzyjemnego do powiedzenia. Dodatkowo, silna wola stopniowo wyćwiczona przez dietę miała mi pomóc także w zapale do intensywnej nauki. Uważałam to za plan idealny i nastawiałam się na zwycięstwo.

Zaczęłam realizować swój plan z odchudzaniem nieco wcześniej, bo w wakacje przed trzecią klasą. Chociaż zaczynałam niewinnie, to już kiełkowała w mojej głowie myśl, że robię za mało, że to nie wystarczy. Poza tym przejmujące poczucie winy towarzyszące każdemu nagięciu nowo ustalonych zasad pojawiło się wyjątkowo szybko, przez co nie wyciągnęłam nawet zbyt dużo przyjemności z dłuższego wyjazdu. Nie chcę udawać, że od tego momentu odchudzałam się w zdrowy, rozsądny sposób… Po raz pierwszy poznałam się bliżej z niewyobrażalnie toksycznym, a jednocześnie bardzo uzależniającym środowiskiem pro-anorexia (/pro-ana) – i niestety nie wiele czasu potrzebowałam, by przesiąknąć dziesiątkami porad, nakazów i zdjęć siedzących w tym bagnie po głowę młodych, jak i przerażająco młodych, dziewczyn.

Z takim chorym sposobem na odchudzanie jest jak z każdym innym grzechem. Najpierw wydaje się słodki, bo otwiera jakąś nową furtkę, bo daje korzyści, możliwości, iluzję poprawy życia i szczęścia (nawet, jeśli kosztem innych ludzi). Na początku wszystko układa się idealnie, satysfakcja jest, efekty są, a potem, stopniowo, zaczyna się niepohamowana, stroma jazda w dół. Obdziera cię z wolności wyboru i uzależnia, sprawia, że jakość twojego życia pozornie zależy tylko od trwania w nim dalej. Taki człowiek staje się zgorzkniały, skupiony na sobie, nieczuły wobec innych, bez skrupułów, a wizja własnego sukcesu lub ulotnej dawki przyjemności (niczym przy każdej pierwszej lepszej używce) przysłania mu widok na resztę świata…

Przez wszystkie te lata wiedzione bez Boga grzech własny jak i cudzy, nawet poprzez zło działające w życiach innych ludzi, niszczyły moje własne życie. Co najzabawniejsze, sama nie uważałam, że mogłoby być inaczej i lepiej, po prostu biernie przyjmowałam to wszystko co demony podrzucały mi pod nos. Fascynowały mnie rzeczy, które na dłuższą metę mogły tylko zniszczyć mi życie.

To środowisko pochłonęło mnie tak bardzo, że na temat tego szybkiego odchudzania z wielu różnorakich źródeł udało mi się wyciągnąć ogrom informacji. Co najważniejsze w kontekście tego tekstu to fakt, że moim ulubionym miejscem do odwiedzania stało się forum o tejże tematyce, oczywiście promujące anoreksję. Można się domyślić, jak to wygląda – dziewczyny przebywające na nim wspierają się w swojej chorobie, potęgując jej negatywny wpływ, dzielą się z ‘nowicjuszkami’ swoimi wszystkimi ”najskuteczniejszymi” praktykami, niejednokrotnie dla motywacji potrafią zgnoić osobę, która nie była konsekwentna w swojej ”diecie’‘. Panuje tam toksyczny kult kłamstwa, ciała i, czasem nawet bardzo subtelnej, słownej przemocy. Ten kult, wnioskując z setek zwierzeń, niszczy rodziny i nerwy osób z najbliższego otoczenia użytkowniczek, wyniszcza zdrowie fizyczne i psychiczne ich samych, wpędza w obsesję. Tego samego szybko doświadczyłam na własnej skórze i ja.

Oświadczenia w wyróżnionych postach na tym konkretnym forum do dzisiaj przekonują, że oficjalnie strona niczego nie promuje, a raczej ma na celu wspierać leczenie zaburzeń odżywiania, i może postronny przechodzeń dałby się na to nabrać. Natomiast w rzeczywistości na forum rozpętał się jakiś obłęd, 90 procent jego treści to absolutne zaprzeczenie tych twierdzeń – i to nie tak, że moderatorzy kiedykolwiek próbowali z tym walczyć. A mnie się to wszystko spodobało….

cdn

 

 

 

 

Zaktualizowane: 1 lutego 2019 - 09:46

2 komentarze

Dodaj komentarz
  1. Dziękuję za zamieszczanie tego świadectwa…

Skomentuj Dina Anuluj pisanie odpowiedzi

Detektyw Prawdy, Dobra Nowina i Apokalipsa © 2015 Frontier Theme
pl_PLPolish