Prawda w czasach ostatecznych. Chrześcijanie biblijni.

Chrześcijanie biblijni. Prawda dla NAŚLADOWCÓW JEZUSA CHRYSTUSA "Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli"

Świadectwo Marty.

Publikuję wspaniałe świadectwo Marty. Mnie osobiście bardzo wzruszyło. Widziałem w jej żżyciu swoje stare ja, ale także to co muszę  w sobie zmienić .

Chwała  Panu Jezusowi za Kartę.

Świadectwo to może stanowić młodzieży kompendium wiedzy na temat tego czego nie robić. Dla narodzonych na nowo inspirację i zbudowanie…..

 

 

Cześć,

Po 2 latach czytania bloga, zdecydowałam się opowiedzieć Wam swoją historię. To opowieść o tym, jak marne było moje 28 lat bez Boga, o tym jak bardzo mnie zmienił, i jak dużo miał do zmiany. Świadectwo jest dość długie, ale szczere, prosto z serducha, gdybym musiała cokolwiek usunąć, nie wiedziałabym nawet co

Dzieciństwo

Rodzice wpoili mi wiarę w Boga. Pamiętam książeczki biblijne dla dzieci, pamiętam cotygodniowe msze i śpiewanie w dziecięcym zespole kościelnym. Pamiętam wieczorne modlitwy z rodzicami i z babcią. Pierwszym zauważalnym dla mnie znakiem tego, że Bóg wysłuchuje naszych modlitw był jeden incydent. Miałam kilka lat, gdy dręczyły mnie koszmary. Z perspektywy czasu oceniam, że były dość dziwne… śniły mi się demony, które porywają moją rodzinę, a ja płaczę z bezsilności, bo nie potrafię ich wyrwać z ich rąk. Mnie te duchy nigdy nie ruszały. Babcia powiedziała mi, żebym poprosiła Boga o spokojny sen i koszmary znikną. I tak się stało!

Kościół katolicki przyjmowałam bezkrytycznie, jak to dziecko. Nie rozumiałam tylko modlenia się do Maryi i świętych. Od dziecka miałam dziwne uczucie w środku, gdy patrzyłam na obrazki ze „świętymi”. Babcia opowiadała mi o objawieniach maryjnych, najczęściej o siostrze Faustynie i dzieciach z Fatimy. Mimo, że miałam kilka lat w środku miałam poczucie, że nie jest to prawdą. Dziwiło mnie uwielbienie jakim darzona była Maryja, bo myślałam sobie: „Hej, przecież ona nie jest wszechobecna jak Bóg i nie może wszystkiego uczynić. Po co ludzie się do niej modlą?” Nie rozumiałam też dlaczego Jezus był przedstawiany na krzyżu, skoro zmartwychwstał. Różaniec postrzegałam jako bezmyślne klepanie „paciorków”. Kilka razy odmawiałam go na siłę – dostałam od księdza zadanie odmawiania codziennej modlitwy różańcowej przez chyba miesiąc w intencji zbawienia nienarodzonych dzieci. Wiecie, że niby są nieochrzczone, a zatem również niezbawione. Ta modlitwa sprawiała, że źle się czułam, czułam, że nie ma w niej Boga i długo w niej nie wytrwałam, mając jednak czasem poczucie winy, że może przez moje małe zaangażowanie dusze małych dzieci pójdą do piekła

Teraz sobie myślę, że od najmłodszych lat byłam prowadzona przez Boga.

Pewnych rzeczy nie rozumiałam, ale i tak chodziłam do kościoła. Nie opuszczałam żadnej mszy. Wierzyłam, że kościół jest miejscem, w którym mieszka Bóg. Tak mówią rodzice, tak mówi babcia, pani katechetka, ksiądz, więc to musi być prawda.

W domu często atmosfera była patowa. Mama nie poświęcała mi zbytniej uwagi, tata pracował całymi dniami, a gdy wracał od razu kładł się spać. Weekendy też często często spędzał poza domem. Rodzice często się kłócili. Mama była nerwowa i bałam się jej reakcji. Tykająca bomba. Myślałam, że są na mnie źli i to wszystko moja wina, więc starałam się ich zadowolić. Byłam wzorową uczennicą, starałam się pomagać w domu, zajmować rodzeństwem, pomagać siostrze i bratu w lekcjach. Patrząc na zdjęcia z dzieciństwa, miałam normalną wagę, ale byłam jedną z wyższych osób w klasie i w mamie pojawiło się pragnienie zrobienia ze mnie modelki. Uczyła mnie chodzić z książką na głowie, w wieku 9-10 lat miałam się też odchudzać dietą cytuję „MŻ czyli Mniej Żreć” i nie jeść kolacji Tak pojawiły się kompleksy, brak akceptacji swojego ciała i początek problemów z zabużeniami odżywiania.

Moje starania nie były wystarczające. Mama ciągle była rozdrażniona. Zaznałam wiele krytyki, lęku, mało czułości i miłości. Za mało. Przez to do 12 roku życia moczyłam się w nocy. To wstydliwa dolegliwość i trudno się o tym mówi, ale nie potrafiłam nad tym zapanować. Po latach wiem, że to objaw nerwicy dziecięcej. Wyleczyłam się z tego momentalnie, gdy zbuntowałam się przeciwko rodzicom i zaczęłam zabijać swoją wrażliwość.

Bo nerwica dotyka wrażliwe dzieci. Pamiętam, że byłam wrażliwa. Do Boga modliłam się najczęściej o to, żeby nikt na świecie nie cierpiał, żeby nie było wojen, żeby nikt nie płakał. Tak bardzo szkoda było mi zwierząt, że mając 11 lat przestałam jeść mięso. Ryczałam, gdy widziałam krzywdę osoby, czy zwierzęcia w TV. Przed komunią przeżywałam, że bezpośrednio spotkam się z Bogiem, prezenty były nieważne. Gdy chrzestny zapytał, czy chcę komputer, czy górala, chciałam górala, ale skromnie powiedziałam, że wystarczy składak

Pamiętam jak czasem potrzebując z kimś pogadać, oprócz modlitw do Boga zwracałam się do zmarłej babci i kuzynki. Wierzyłam, że istnieją złe duchy, takie jak z moich koszmarów, ale też dobre duchy, które mi pomogą, gdy będę tego potrzebować. I tak rozmawiałam sobie beztrosko z jakimiś demoniskami. Cały czas czułam obok siebie jakąś duchową obecność.

Pewnego dnia jeden z nich mi się ukazał. A gdy zauważył, że się przestraszyłam, z lekceważeniem się ze mnie śmiał „Czego się boisz? Przecież nic ci nie zrobię.” Myślałam, że może to moja babcia, ale potem odrzuciłam tę myśl, bo od tego ducha biło zło, lekceważenie, niechęć. Nikt w domu mi nie uwierzył, ale tata zamontował na korytarzu małe światełko, bo przez lata bałam się chodzić sama do łazienki. Często budziłam moją 2 lata młodszą siostrę, żeby poszła tam ze mną. Dzielnie mi towarzyszyła. To było złote dziecko o cudnym wnętrzu.

12-18 lat

Nastał czas buntu. Chwilę przed ukończeniem 12 roku życia zaczęłam dostrzegać, co tak naprawdę dzieje się w mojej rodzinie. Tata był uzależniony od alkoholu, mama była na skraju załamania nerwowego. Teraz wiem, że tata był zniewolony przez alkohol, a mama nie miała w nim oparcia. W młodym wieku urodziła trójkę dzieci i po prostu sama nie dawała sobie psychicznie rady. Wtedy postrzegałam to inaczej i byłam na nich zła, obwiniając za wszystko. Darzyłam ich niechęcią. Nie chciałam z nimi rozmawiać, bo nie okazywali mi miłości i zainteresowania, gdy tego potrzebowałam będąc dzieckiem. Teraz ja straciłam nimi zainteresowanie. Prosto ze szkoły, szłam do pokoju, zamykałam się w nim i tak siedziałam całe dnie. Gdy zauważyli zmianę w moim zachowaniu, nie próbowali nawiązać ze mną relacji, zbliżyć się do mnie, tylko „obwąchiwali” podejrzewając, że biorę narkotyki A ja tak bardzo potrzebowałam miłości i akceptacji, że wolałam zamknąć się w swojej skorupie i udawać, że ich nie potrzebuję.

Z tego okresu pamiętam kilka rozmów z mamą, kiedy pogadałyśmy bez oceniania, wyśmiewania, ale niestety otwierałam się, a po kilku dniach znowu spotykałam się z krytyką, krzykiem, niezadowoleniem… Potem wolałam już nie próbować.

W wieku 12 lat zaczęłam palić papierosy. Ze starszymi znajomymi zdarzyło mi się popijać alkohol. Po pierwszej połowie piwa, napisałam wiersz wyśmiewający niektóre osoby ze szkoły, a glorfikujący inne te bardziej popularne i tak wkupiłam się do „śmietanki” towarzyskiej w szkole podstawowej. Pod moim wpływem niektóre koleżanki też zaczęły popalać, słuchać nirvany, nosić glany i trupie czaszki. Malowałam paznokcie na czarno i ogólnie byłam bardzo groźna 😉 Kilka dziewczyn czesało się tak, jak ja i próbowało przejść na wegetarianizm… Wzór do naśladowania. Brak słów.

Wtedy też stałam się kleptomanką. Kradzież dawała mi takie emocje, że to było silniejsze ode mnie. Myślę, że ewidentnie działały we mnie demony. Bunt spowodował, że powoli traciłam kontrolę nad swoim zachowaniem.

Potem zaczęły się dyskoteki, pierwszy chłopak, którego rodzice nie mogli zcierpieć, co nie pomogło naszym relacjom, pierwsze ucieczki z domu.

W tym czasie już tylko udawałam, że chodzę do kościoła. Pytałam kolegę ministranta, jakie było kazanie i opowiadałam je potem mamie w domu na potwierdzenie, że tam byłam.

Mając 13 lat zaczęłam się ostro odchudzać. Maksymalnie ograniczyłam pokarmy. Potrafiłam zjeść pół pomidora i ćwiczyć pół godziny. Zaskutkowało to anoreksją, a potem bulimią, z którą zmagałam się do 2 roku studiów. Wmówiłam sobie, że im jestem szczuplejsza, tym bardziej akceptuje mnie otoczenie. Nigdy nie akceptowałam swojego ciała.

Kłamałam,kradłam, uciekałam z lekcji, uciekałam z domu. Wymyślałam historie, które opowiadałam koleżankom, bo czułam że ja sama i moje życie jest niewystarczająco dobre, żeby się ze mną przyjaźnić. Byłam zbuntowana, nieposłuszna, dokuczałam mamie, pyskowałam i mówiłam pewne rzeczy specjalnie żeby ją zdenerwować. Dwa razy w liceum ledwo zdałam. Miałam zachowanie nieodpowiednie, mnóstwo nieobecności. W liceum tata regularnie przyjeżdżał do szkoły, sprawdzając czy chodzę na lekcje… a jednak się troszczył Koszmar nauczyciela. Koszmar rodzica. Koszmar siostry.

Widziałam, że moja siostra jest wrażliwa, jak ja we wczesnym dzieciństwie więc mając ok. 13-14 lat biłam ją, chcąc ją uodpornić. Mówiłam, że nie może być taka wrażliwa, bo sobie nie poradzi. Znęcałam się nad nią. Mam łzy w oczach, gdy to piszę, bo mam tego efekty teraz, gdy próbuję ją pozyskać dla Boga, a w środku jest głaz. W końcu w szale, gdy była silniejsza ode mnie, tak mi oddała za te wszystkie bijatyki, że odechciało mi się musztrowania Dobrze zrobiła. Wtedy też zmieniła się w jędzę, lekceważącą imprezowiczkę. Wcześniej była przesłodka, czysta, bardzo wrażliwa. Wrażliwa na tyle, że dzieci wyczuwając słabość, dokuczały jej w szkole. Mówiła mi kto jej dokuczał, a ja te dzieci straszyłam, popychałam i wrzucałam w krzaki.

Zdarzało się, że ze znajomymi zajmowaliśmy się ezoteryką. Raz wywoływaliśmy duchy, raz próbowaliśmy lewitować i zrobiliśmy seans spirytystyczny. Lubiłam wróżyć. Nie wiedziałam, że to groźne.

Miałam lepsze momenty, ale to były krótkie okresy czasu, kiedy chciałam się zmienić. Uspokoiłam się na trochę, gdy umarł mój młodszy brat. On miał 11 lat, ja miałam 14. Wtedy też dopadło mnie zniechęcenie życiowe i stany depresyjne – nie warto się starać, bo i tak jutro mogę umrzeć.

Ostatecznie złamała mnie i uspokoiła wpadka po kradzieży. Miałam koleżanki, które kradły na rynkach i w sklepach. Też postanowiłam spróbować i od razu wpadłam. Policja, sprawa sądowa, prace społeczne, wstyd w szkole i przed rodzicami. Nie mogłam spać bojąc się, że to się wyda. Zaczęłam się modlić do Boga, prosząc Go, żeby rodzice się nie dowiedzieli, że już nie będę. Dowiedzieli się. Tata przestał nawet przeganiać mojego pierwszego chłopaka. Stwierdził pewnie, że jesteśmy siebie warci. Też było z niego niezłe ziółko. Tata nie odzywał się do mnie długi czas, ale przechwycił list z sądu i pojechał za mnie na sprawę sądową. Były oznaki, że nie byłam mu obojętna, ale wtedy w swym gniewie tego nie widziałam.

Rodzice zaakceptowali chłopaka, więc z nim zerwałam, bo właściwie to od pewnego czasu spotykałam się z nim na złość rodzicom. Żeby pokazać, że to moja sprawa i mój wybór.

19-27 lat

W swojej niechęci do rodziców i domu rodzinnego, po maturze chciałam się jak najszybciej usamodzielnić. Szukałam pracy na wyspach brytyjskich. Udawałam, że próbuję się dostać na studia, ale tak naprawdę w ogóle nie przygotowywałam się do egzaminów. Ostatecznie, rodzice zapakowali mnie w samochód i zawieźli na egzaminy do jednej z uczelni, w której prowadzono nabór wrześniowy. Dostałam się.

I tak zaczęłam mieszkać daleko od rodziców i koleżanek z rodzinnego miasta. Stany depresyjne, kompleksy, rozchwianie emocjonalne, niepewność nie ułatwiły mi nawiązywania kontaktu z koleżankami ze studiów. Żeby ukryć z czym się zmagam zakładałam maskę niedostępności. Miałam bliską współlokatorkę, ale gdy jej nie było, lub gdy przyjeżdżał do niej jej chłopak, dopadała mnie straszliwa samotność – bez TV, bez laptopa… jak tu zabić czas, co robić, jak zagłuszyć myśli? To były idealne warunki do odpokutowania i spędzania czasu z Panem, ale wtedy Go nie znałam.

Miałam w tym czasie ostrą bulimię. Potrafiłam w ciągu dnia jeść tylko otręby, popijając je herbatką na przeczyszczenie. To było śniadanie. A na kolację kisiel bez cukru. Pycha!

W moje urodziny poczułam się tak samotna, że pomodliłam się do … szatana o towarzystwo dla mnie. To było tak mądre, że mam ochotę dać sobie sprzed lat wielkiego kopa, a potem podzielić się Ewangelią. Wydawało mi się, że Bóg mnie wcale nie słyszy, a chciałam mieć chłopaka, który będzie ze mną spędzać czas.

I stało się. W niedługim czasie otoczył mnie wianuszek mężczyzn. Spodobał mi się jeden. Nasza znajomość zakończyła się, gdy zwabił mnie do siebie mówiąc, że organizuje imprezę, następnie dosypał mi czegoś do herbaty, uwięził w mieszkaniu i do rana próbował się do mnie dobrać. Byłam wtedy dziewicą. Teraz wiem, że to Bóg dał mi tyle siły, żebym była w stanie odpierać jego ataki przez długie godziny. Pamiętam to jak przez mgłę, ale ostatecznie skończyło się na kilku siniakach i poczuciu wstydu. Wypuścił mnie z mieszkania ok. 11:00, czyli wszystko trwało jakieś 13 godzin.

Potem poznałam, jak mi się wydawało, miłość. Romantyczne początki. Picie wina marki „Belzebub” w krzakach na urodzinach kolegi. Następnego dnia musieliśmy mu to wino odkupić. Dobry pretekst na pierwszą randkę. Potem przez wiele lat żartowaliśmy „Co Belzebub złączył, człowiek nie rozdzieli.” Czy to nie było nawiązanie do mojej modlitwy z początku I roku studiów? Co ciekawe wypisałam wtedy listę cech, jakie chciałabym żeby ten mój wybranek miał i mój nowy chłopak spełniał je wszystkie, a było ich około 30. Zamieszkaliśmy ze sobą po 2 miesiącach. Miałam 19 lat.

To był zły związek. Głównie przeze mnie. Chwiejność, depresje, nerwy. Brak wdzięczności. Wykorzystywanie. Egoizm. Manipulacje. Materializm. Chłopak wciągnął mnie w uzależnienie od pornografii. W końcu zwyczajne doznania seksualne były dla mnie nudne. On dodatkowo wpadł w nałóg grania w gry. Pod koniec związku nie było z nim kontaktu. Ja zaczęłam rozglądać się na boki. W myślach zdradziłam tysiące razy. Nie lubiłam go, ale bałam się, że gdy odejdę, sama sobie nie poradzę. On bardzo dobrze zarabiał i wziął na siebie wszystkie obowiązki… Ja nie potrafiłam nawet zapłacić rachunku, nie miałam konta. Nie chciałam go zranić, było przywiązanie, wiedziałam, że to bezpieczna opcja. Tak to trwało 7 lat.

Przyjaciele widzieli, co się dzieje i zmotywowali nas do zweryfikowania tego, co nas łączy. Proces weryfikacji zakończył się zerwaniem. Rzuciłam też pracę. Po raz pierwszy w życiu miałam czas na to, żeby przemyśleć swoje życie. Próbowałam wtedy zdefiniować kim jestem, co jest dla mnie ważne, co lubię robić, przewartościowałam swoje życie. W kieracie szkoła – studia – praca, bez dłuższej przerwy, ludzie często nie mają czasu, żeby o tym pomyśleć. Żeby pobyć sam na sam ze swoimi myślami. Było kilka wartościowych wniosków (np. rzeczy materialne nie dają szczęścia) i kilka bezwartościowych. On cierpiał, ja poszłam w tango.

Demony mną rządziły. Jeden chłopak, drugi chłopak. Szybki seks. Myślałam wtedy, że rozpad poprzedniego związku tak naprawdę spowodował brak ognia w łóżku, więc stwierdziłam, że muszę szybko sprawdzać umiejętności mężczyzn. No gratulacje. Na szczęście zdążyłam sprawdzić tylko dwóch. Wstyd pozostał, ale mogło być gorzej. Spotykając się z pierwszym, poznałam drugiego i spontanicznie po 4 dniach znajomości wyruszyłam z nim w miesięczną podróż po Europie. Okazało się, że ja się zakochałam, a on nie był w stanie, bo nie byłam dla niego materiałem na dłuższą znajomość. Postanowił więc mną trochę pomanipulować, poudawać, żeby mnie wykorzystać, a potem się ulotnił. Teraz po części rozumiem jego podejście do mnie. Nie rozumiem natomiast oszukiwania, bo mimo złego początku, oddałam mu serducho i to widział. Wyciągnęłam wnioski z poprzedniego związku, zmieniłam się i byłam dla niego przekochana.

Będąc z tym chłopakiem, genialnie stwierdziłam, że wyjdę poza ciało. Próbowałam odbywać podróże astralne, żeby do niego przylecieć, gdy będzie daleko… był to związek na odległość, stąd taki pomysł. Moją najlepszą koleżanką była wtedy dziewczyna silnie zaangażowana w ezoterykę i szamanizm. Na szczęście Jezus mnie od tego uchronił i nie udało mi się wyjść poza ciało. Nie pozwolił mi też na ćwiczenie yogi – pierwsza próba ćwiczeń skończyła się uziemieniem w łóżku na tydzień.

Po zakończeniu tej relacji bardzo cierpiałam. A nie od dziś wiadomo, że cierpienie uszlachetnia. Stwierdziłam, że jednak nie warto oddawać się za szybko. Uznałam,że trzeba poczekać przynajmniej miesiąc do dwóch. Kto by wtedy pomyślał, że po nawróceniu będę czekać prawie 1,5 roku do ślubu Wtedy myślałam, że do ślubu czekają dziwacy, bo przecież trzeba się sprawdzić… Nie mówię tego jako doktrynę. Wszyscy wiemy, co mówi Słowo Boże, ja jednak miałam poczucie, żeby poczekać do ślubu.

Straciłam pewność siebie. Leżałam i płakałam. Chciałam go odzyskać i tak na forum dla podrywaczy poznałam specjalistę, który poradził mi, że najlepsze po rozstaniu są randki z innymi meżczyznami. Ostatni były miał konto na jednym z portali randkowych i już wiedziałam, gdzie mogę założyć konto. Przez prawie miesiąc miałam depresję i rozmawiałam z mężczyznami na siłę, po 2 miesiącach zakochanie odeszło, a po 9 miesiącach poznałam tam swojego obecnego męża.

Gdy się okazało, że nigdy nie był fizycznie z kobietą, chciałam uciekać, myśląc, że jest jakiś dziwny i na pewno ma problem psychiczny, którego nie widzę. Wahałam się dość długo, czy być z takim dziwakiem. Teraz wiem, że to łaska dla mnie bo każde zbliżenie i rozstanie pozostawia w nas rany, i nie byłby pewnie taki czysty w środku i szlachetny, będac jeszcze nienawrócony Nie byłam dla niego dobra. Były momenty, gdy jego cechy budziły moją pogardę. Uderzyło mnie to, że w chwili gdy miałam do niego pretensje i zachowuję się jak okropny babsztyl, on pozostawał kochający, czuły i nie odpłacał mi tym samym. Rozwaliło mnie to wewnętrznie. Miałam straszne poczucie winy i pod jego wpływem zaczęłam się zmieniać. Zło dobrem zwyciężaj. Przestałam odpłacać ludziom złem za zło, przestałammówić o innych źle, stałam się radośniejsza i spokojniejsza, bo on był wyluzowany i radosny. Myślę, że Bóg przez mojego męża powoli burzył kolejne warownie, dzięki czemu mógł do mnie dotrzeć.

28-30 lat

W tym czasie moja przyjaciółka poznała Boga i modliła się o mnie. Niedługo potem zaczęłam czytać Biblię. Zauważyłam, że mój mąż zachowuje się w stosunku do innych ludzi, tak, jak Jezus chciał zebyśmy się zachowywali. Że ma wartości biblijne. Dla świata był dziwny i jakiś inny. Niektórzy go nie akceptowali – Ci, którzy nie mieli takich wartości i spokoju w sobie. Byłam w szoku, widząc to, bo to potwierdzało słowa Jezusa i apostołów. Myślę, że ma tu znaczenie to, że pochodzi z rodziny ateistów oraz to, że w związku z tym był nieskażony kościołem katolickim.

Sama czytając Biblię poczułam, że to mój świat. Że gdzieś tam głęboko jest ta dziewczynka, którą zahibernowałam myśląc, że jej wrażliwość i wartości nie pasują do świata, który nas otacza. Okazało się, że jest też inny świat, inne Królestwo, do którego ta dziewczynka, moje prawdziwe ja, pasuje 😀 Moja radość i fascynacja były nie do opisania. Okazało się, że nie muszę nosić żadnej maski.

Od przyjaciółki wiedziałam, co powinnam zrobić – pokutować i prosić Boga o prowadzenie. Oddałam mu życie, przyjęłam Jezusa jako swojego zbawiciela, poprosiłam żeby mnie zmieniał i uczył … Od tego momentu wszystko się zmieniło.

Obudziłam się rano i miałam wrażenie, że na życie patrzę innymi oczami. Że świat jest piękniejszy, że posiadłam tajemnicę życia, poczułam w sobie zrozumienie, mądrość, czułam się odmieniona, lekka. Byłam rozpromieniona, a moje oczy błyszczały, jak nigdy przedtem. Gdy po kilku dniach włączyłam film pornograficzny, odrzuciło mnie to, co na nim zobaczyłam i prawie zwymiotowałam. Gdy włączyłam wcześniej lubiane programy TV, po chwili uznałam, że są ekstremalnie nieciekawe i wyłączyłam telewizor. Przestałam słuchać muzyki, która wydała mi się pusta. Po raz pierwszy w życiu patrząc w lustro patrzyłam na siebie oczami Boga, z miłością i akceptacją. Gdy próbowałam zgrzeszyć cieleśnie, nie mogłam. Nagle zniknęły moje potrzeby seksualne. Jednocześnie czułam, że Bóg wyjął ze mnie popęd seksualny do czasu ślubu. I tak się rzeczywiście stało – od razu po ślubie potrzeby seksualne wróciły. Przewartościował mnie całą. Cały czas czułam się radosna, spokojna, kochana, akceptowana. Wcześniej byłam egoistką, teraz pomagam potrzebującym. Uwolnił mnie od stanów depresyjnych, od materialnego patrzenia na świat, od chorób. Na początku nawrócenia dostałam pierwszą pracę na kierowniczym stanowisku, przy tym była to praca z takim wynagrodzeniem i w takim zakresie godzinowym, że miałam dużo czasu na poznawanie Jezusa i służenie mu. Czytałam wtedy dużo detektywa prawdy, który pokazała mi przyjaciółka. Artykuły Piotra wiele mi rozjaśniły. Weryfikowałam je cały czas z Biblią i tak blog zyskał moje zaufanie.

Z czasem Jezus uzdrowił moje spojrzenie na jedzenie, mam do niego normalny stosunek 😀 Zniknęły zaburzenia odżywiania i niedoczynność tarczycy. Akceptuję siebie, nie boję się ludzi, nowych sytuacji. Właściwie niczego się nie boję.

Mój mąż, wtedy nie mąż, widział te zmiany i również uwierzył. Szybko się ochrzciliśmy. Ja w lutym 2015, on w kwietniu 2015. Od tego czasu żyjemy z Bogiem. Uczę się mieć taką wiarę jak miał Jezus, nie upadać i chodzić w Duchu Św. Czytamy wspólnie Słowo Boże, oglądamy wykłady chrześcijańskie i modlimy się. Oboje posługiwaliśmy w służbie uwolenienia. Teraz Bóg położył mi na sercu służbę bezdomnym. Okazało się, że Bóg dał mojemu mężowi duże zrozumienie swojego Słowa i uwielbiam te chwile, kiedy wieczorami siedzimy wspólnie, czytamy i mąż wykłada mi Pismo. Oprócz dzieciątka nic mi do szczęścia nie potrzeba.

Modlę się do Boga, abyśmy rośli jako Kościół i umacniali się, by jak najpełniej mu służyć.

Amen.

Zaktualizowane: 28 października 2016 - 19:37

15 komentarze

Dodaj komentarz
  1. Dziękuje Ci Narto bardzo za twoje świadectwo.

    Końcówka dała mi trochę refleksji nad swoim życiem.

    Też się moczyłem w nocy przez długi czas. Były chwile że codziennie jak wstałem byłem osikany. Problem ten odszedł z czasem gdy się zwróciłem do Boga.

    Matka mi kiedyś opowiadała, że jak byłem przed urodzeniem, czy już po urodzeniu już nie pamiętam, że zostałem przez Maryję do czegoś wybrany. Tylko teraz już nie pamiętam do czego.

    Czytając twe świadectwo kilka rzeczy było jakbym o sobie czytał.

    Niech Ci Pan błogosławi 🙂

    1. Wybacz tam na początku literówka, miało być Marto 🙂

  2. Bardzo dziękuję Ci za to świadectwo, Marto. Też miałam tą dolegliwość, i było mi tak wstyd, ale po latach doszłam do tego, dlaczego tak było. W paru momentach myślałam, że czytam o sobie. Dokładnie jak matiks, czuję to samo 🙂 Cieszę się, że Ty i Twój mąż żyjecie z Bogiem. Niech Wam Bóg błogosławi!

  3. Piękne świadectwo! Życzę tobie i twojemu mężowi wszystkiego dobrego! 🙂

  4. Dziękuję kochana za twoje świadectwo ❤ bardzo wzruszające,płynące prostu z serducha.
    Niech Was Bóg błogosławi i da wam upragnione dzieciatko w imię Pana Jezusa Chrystusa.
    Chwała Bogu,za to,że ratuje swoje dzieci i troszczy się cały czas.Nawet wtedy,kiedy zdaje się nam,że nie ma znikąd pomocy.
    Łaska i pokój Jezusa Chrystusa z Wami.

  5. Piękne. Dziękuję Marto w imię Jezusa za Twoje świadectwo. I ja znalazłam w nim fragment siebie. Nich Ci Bóg błogosławi.

    Tak się zbieram do swojego świadectwa i zebrać się nie mogę… mam nadzieję, że na dniach się przełamię, żeby je upublicznić, bo w sumie wszystko mam gotowe i tylko czeka, żeby ujrzeć światło dzienne.

  6. Swietne swiadectwo. Chrystus Panem.

  7. “(3) Powiedział im więc takie podobieństwo: (4) Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie pozostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustkowiu i nie idzie za zgubioną, aż ją odnajdzie? (5) A odnalazłszy, kładzie ją na ramiona swoje i raduje się. (6) I przyszedłszy do domu, zwołuje przyjaciół i sąsiadów, mówiąc do nich: Weselcie się ze mną, gdyż odnalazłem moją zgubioną owcę! (7) Powiadam wam: Większa będzie radość w niebie z jednego grzesznika, który się upamięta, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują upamiętania.” Ew. Łuk.15
    Dziękuję ci siostro za Twoje świadectwo. Chwała Bogu Ojcu Świętemu.

  8. Piękne! Powiem tylko tyle: CHWAŁA BOGU NA WIEKI WIEKÓW!

    Czy mogę opublikować to świadectwo na ARMIA JEZUSA CHRYSTUSA ?

  9. Tak sie sklada, ze mieszkam obecnie w Amsterdamie i przechodzac dzis obok stacji kolejowej Amsterdam Centraal spotkalem czarnoskorego faceta, ktory przez megafon oznajmial wszystkim, ze Jezus wraca. Czy znacie jakies ciekawe wersety nt. czasow konca, w ktorych jest mowa o prorokach? Znam werset o falszywych prorokach, moze to byl po prostu zwodziciel ktory czeka na antychrysta, ale cala ta sytuacja strasznie mnie zaciekawila. Przypomina mi sie gosc, ktory jezdzil z przyczepw w ktoryms z polskich miast i przekazywwl podobne tresci. Pozdrawiam w imie Jezusa.

  10. Piotr, czyli kamień, nie skała

    Budujący tekst.
    Dziękuję Marto za szczerość, oraz Piotrze za opublikowanie.
    No i dziękuję oczywiście naszemu Zbawicielowi Jezusowi Chrystusowi, za to że jest i ratuje nas – zupełnie za darmo i pomimo tego, że niczym na to nie zasługujemy.

  11. Wzruszylem sie, życze umacniania w wierze i choć to uczucie jest mi obce to w pewnym sensie zazdroszcze 🙂

  12. Hallelujah 🙂 Chwała Bogu Ojcu Najwyższemu i Panu Jezusowi Chrystusowi. Tak, Nasz Bóg jest cudownym Bogiem który czyni wspaniałe rzeczy i zbawia ludzi od tego bezbożnego świata. Teraz zastanówmy się ile ludzi jest wokoło nas takich jak Marta kiedyś, którzy potrzebują Pana Jezusa ale nie ma kto im o Nim powiedzieć.. Niechaj nasze życie będzie dobrym świadectwem wiary w Pana Jezusa, niechaj Dobry Bóg nam dopomoże abyśmy byli światłem dla tego świata a serce nasze żeby było skupione tylko na Panu. Amen. Pozdrawiam was wszystkich

  13. Jeju, szok. Myślałam, że tego nie zamieściłeś. Dziękuję za komentarze. Bardzo mnie wzruszyło Wasze wsparcie 🙂

Skomentuj matiks348 Anuluj pisanie odpowiedzi

Detektyw Prawdy, Dobra Nowina i Apokalipsa © 2015 Frontier Theme
pl_PLPolish